W UE transformacja przyspiesza. Polska może stać się "skansenem" z hałdami niepotrzebnego węgla

Niemcy przyspieszają odejście od węgla. W ich ślady mogą pójść inne kraje. Jeśli Polska tego nie zrobi, zostaniemy "skansenem" węgla i na koniec tej dekady sami będziemy odpowiadać za 2/3 produkcji energii z węgla w całej UE. Tymczasem rząd planuje wydobycie węgla w takich ilościach, których nie będzie się dało sprzedać - wynika z nowego raportu.
Zobacz wideo Niemcy przyśpieszają odchodzenie od węgla. W jakim świetle to stawia Polskę?

W Niemczech zakończyły się negocjacje ws. nowej koalicji rządowej. Umowa koalicyjna liczy 177 stron i jedną z ważniejszych części są kwestie dotyczące ochrony klimatu. Zakłada ona przyspieszenie odejścia od węgla tak, by data ta była zgodna z tym, co wg. ustaleń nauki trzeba zrobić w celu zatrzymania zmian klimatu na w miarę bezpiecznym poziomie.

Zamiast w roku 2038, Niemcy mają skończyć spalanie węgla w energetyce do roku 2030. Właśnie do tego czasu wszystkie kraje rozwinięte powinny zakończyć wytwarzanie prądu z węgla, by zachować szanse na zatrzymanie wzrostu temperatury planety na poziomie 1,5 stopnia. 

Rok 2038 pozostaje datą odejścia od węgla dla Czech, jednak nowa koalicja rządowa także tam ma rozważyć przyspieszenie transformacji. Także Bułgaria obecnie ma plany odejścia od węgla przed końcem lat 40. 

To pozostawia Polskę jako jedyny kraj UE bez planu zakończenia spalania węgla w latach 30. Co więcej, nie ma w ogóle oficjalnej, ustalonej na poziomie rządowej daty odejścia od węgla. Najbliższej tego jest rok 2049, który jest końcem wydobycia węgla kamiennego ustalonym w tzw. "umowie społecznej" rządu z górniczymi związkami zawodowymi. 

Więcej wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Polska, Czechy i Bułgaria na świeczniku 

Przyspieszenie transformacji w innych krajach UE i brak zmiany planów rządu sprawi, że Polska wkrótce będzie odpowiadać za nawet 2/3 całej produkcji energii z węgla w UE. Jak wyliczył think tank Ember, jeśli Niemcy zrealizują plan odejścia od węgla do 2030 roku, to 63 proc. unijnej produkcji energii z węgla będzie pochodziło z Polski, 18 proc. z Czech i 14 proc. z Bułgarii (jeśli te także nie przyspieszą transformacji). 

Ember podkreśla, że kraje pozostające przy węglu są coraz bardziej wyizolowane w UE. - Data 2030 roku dla coalexitu stawia na świeczniku Polskę, Czechy i Bułgarię. Reszta UE robi co trzeba jeśli chodzi o zmianę w kierunku czystej elektryczności w tej dekadzie. Ci, którzy pozostaną z tyłu, będą musieli skonfrontować się z wysokimi cenami energii i coraz większą presją wraz z coraz poważniejszymi skutkami kryzysu klimatycznego - podkreślił Charles Moore Ember.

Dr Kacper Szulecki z Uniwersytetu w Oslo stwierdził, że "polska energetyka podlega tym samym presjom co energetyka w innych europejskich krajach".

- Polityczna kroplówka dla sektora węglowego proponowana przez rząd ze strachu przed częścią związkowców – utrzymanie węgla przy życiu do 2049 r., była od początku planem oderwanym od rzeczywistości. Wraz z przyspieszonym odejściem od węgla największej europejskiej gospodarki presja na Polskę będzie tylko rosnąć, bo tłumaczenie się konkurencyjnością gospodarki będzie odtąd brzmieć jak argument z poprzedniej epoki. Bardzo możliwe, że wkrótce plan przyspieszonego odejścia od węgla przedstawią Czechy, a to pozostawi Polskę osamotnioną – bo Bułgarię trudno uznać za istotnego sojusznika. W dodatku spór o Turów objawi się w zupełnie innym świetle jeśli zarówno czescy jak i niemieccy partnerzy jasno zasygnalizują, że węgiel brunatny nie ma przyszłości

- powiedział. Z kolei aktywistka klimatyczna Dominika Lasota zwróciła uwagę, że przyspieszenie odejścia od węgla w Niemczech "to ogromne zwycięstwo ruchu klimatycznego" i "dowód na to, że siła młodych ludzi nie ma granic". - Teraz czas na Polskę. Również w Polsce musimy zobaczyć przyspieszenie zielonej transformacji. Rząd musi podjąć natychmiastowe kroki, abyśmy również odeszli jako kraj od węgla do 2030 roku - powiedziała. 

Hałdy niepotrzebnego węgla 

Także w tym tygodniu ukazała się analiza dot. podaży i popytu węgla kamiennego w Polsce do 2040 roku, której autorami są Instytut Jagielloński oraz Instytut Gospodarki Surowcami Mineralnymi Polskiej Akademii Nauk. W każdym z 12 analizowanych scenariuszy okazało się, że obecne plany wydobycia prowadzą do nadpodaży węgla. Może ona pojawić się już około 2025 roku. "Dla zapewnienia efektywnej ścieżki odejścia od węgla, niezbędne będzie dostosowanie poziomu wydobycia węgla do krajowego zapotrzebowania, poprzez ograniczanie produkcji lub rewizję przyjętych dat likwidacji kopalń" - piszą autorzy analizy. 

 - Ten raport pokazuje, że umowa społeczna z górnikami nie ma żadnego rynkowego uzasadnienia. Dłuższe trwanie przy węglu będzie stanowić tylko dodatkowe obciążenie dla polskiej gospodarki. W tej sytuacji jeszcze trudniej oczekiwać, że Komisja Europejska zaakceptuje nową pomoc publiczną dla polskiego górnictwa, wpisaną w umowę z górnikami - oceniła lona Jędrasik z ClientEarth. - W związku z prognozowaną nadpodażą węgla na krajowym rynku, lepiej szybciej zamykać nierentowne kopalnie, a pracowników sektora objąć dobrymi osłonami społecznymi -dodała. 

- Jeżeli rząd i związkowcy chcą rzeczywiście zapewnić pracownikom kopalń bezpieczną przyszłość poza górnictwem, urealnienie terminarza to niezbędny pierwszy krok. W przeciwnym razie transformacja może być bardzo chaotyczna, kopalnie będą zamykane szybciej, niż górnicy zakładają, a nowe miejsca pracy będą tworzone w tempie niewystarczającym do przyjęcia nowych pracowników na rynek pracy

- powiedziała Alina Pogoda, specjalistka ds. sprawiedliwej transformacji z Polskiej Zielonej Sieci. 

Więcej o: