Ekstremalne zagrożenie pożarowe, na Mazowszu spłonęło 100 ha lasu. IMGW "nie ma dobrych informacji"

W wielu częściach Polski zagrożenie pożarowe jest ekstremalnie wysokie. Tylko jeden pożar w woj. mazowieckim objął 100 ha lasu. Brak opadów przekłada się też na suszę - silny wiatr powoduje nawet zamiecie pyłowe, rolnikom brakuje wody i przez najbliższe dni sytuacja się nie poprawi. - Zmiana klimatu postępuje i to widać gołym okiem - mówi rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski.
Zobacz wideo Ekspert: Do Mielca kursują 4 pociągi dziennie, tylko w dni robocze

Maj jest w naszej części Europy coraz bardziej gorący i suchy. Temperatury powyżej normy i brak opadów sprawiają, że rośnie zagrożenie suszą i pożarami. 

Zagrożenie pożarowe jest w niektórych częściach Polski nawet ekstremalnie wysokie. To efekt wysokiej temperatury i braku opadu. I nie widać perspektywy na poprawę. Jedynym pozytywem jest to, że temperatura spadnie, ale potrzebny byłby regularny deszcz, po 10 mm dziennie co kilka dni

- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Grzegorz Walijewski, rzecznik prasowy IMGW-PIB.

Zagrożenie jest niższe tylko w północno-wschodniej części Polski, bo niemal tylko tam pojawiły się opady. W centrum - od woj. wielkopolskiego, przez łódzkie i mazowieckie po część Podlasia i Lubelszczyzny - zagrożenie jest bardzo wysokie lub ekstremalne. 

embed

To zagrożenie nie jest teoretyczne. W czwartek potężny pożar wybuchł na terenie powiatu grójeckiego. Objął około 100 hektarów. W akcji brało udział ponad 160 strażaków i 45 samochodów oraz samoloty gaśnicze i śmigłowiec. Tylko w czwartek w całej Polsce doszło do 42 pożarów lasu - podał rzecznik Lasów Państwowych Michał Gzowski.

W tym roku liczba pożarów jest znacznie wyższa niż przed rokiem. Szczególnie w marcu, kiedy odnotowano 1356 pożarów lasów w porównaniu do 129 w marcu 2021 roku.

embed

- Nie chodzi tylko o lasy - zagrożenie jest szersze. Ludzie wciąż wypalają łąki, a wszystko w środowisku jest tak przesuszone, że "kontrolowane" pożary bardzo szybko mogą stać się niekontrolowane. A jeśli dojdzie do lasu, las też się zapali, bo tam też jest sucho - podkreśla Walijewski.

"Nie ma dobrych informacji"

Według prognoz IMGW, aż do 21 maja w prawie całej Polsce nie ma co liczyć na deszcz. Pojedyncze deszcze czy burze nie poprawią sytuacji. Jak wyjaśnia Walijewski:

Burze, jak te, które były prognozowane na czwartek, nie poprawią sytuacji. Mogą wręcz zrobić więcej złego niż dobrego. Silny wiatr powoduje erozję gleby. A jeśli burzy towarzyszy intensywny deszcz - a zazwyczaj taki jest - to wcale nie odbuduje zasobów wodnych w glebie. Większość wody po niej spłynie. Nasiąka może kilka centymetrów. To niewiele, a ta wilgoć szybko wyparowuje. 

- To tak, jakby nagle odkręcić kran na suchą gąbkę. Woda nie zostanie pochłonięta, tylko rozpryśnie się na boki - dodaje.

- W prognozach nie ma dobrych informacji. Po weekendzie będzie chłodniej, ale dalej bez deszczu. Mogą pojawić się niewielkie opady, ale to znacznie mniej niż potrzeba np. z perspektywy rolników - mówi rzecznik IMGW. Dopiero w ostatniej części miesiąca prognozowanych jest kilka deszczowych dni z rzędu

Te warunki przekładają się także na to, że rośnie zagrożenie suszą. W większości rzek stan wody jest średni lub niski. W zlewni Warty środkowej (woj. wielkopolskie i lubuskie) wydano ostrzeżenie o suszy hydrologicznej. Spodziewane jest tam dalsze utrzymanie przepływu wody na niskim poziomie.  

Rosną obawy rolników w różnych częściach kraju - opisuje branżowy serwis farmer.pl. W niektórych regionach są zapasy wody i wilgoci w glebie, ale "zdecydowanie przeważają zatroskane głosy rolników realnie obawiających się suszy lub tych, u których susza już wyrządziła spore szkody".

To, co dzieje się, gdy nad suche pola przyjdzie silny wiatr, widać na licznych zdjęciach i nagraniach od rolników i kierowców:

Susza rolnicza w wielu miejscach w kraju

Przyczyny suszy sięgają jednak dalej niż tylko w ostatnie tygodnie bez deszczu. Jak mówi Walijewski:

Zimą mieliśmy mało śniegu, nie tworzyła się na długo pokrywa śnieżna, co jest ważne dla budowania zasobów wodnych. W marcu była pogoda wyżowa: bez chmur, słonecznie, mało opadów. W kwietniu sytuacja w pewnym stopniu się poprawiła, spadło nawet trochę śniegu, który był bardzo potrzebny. Ale w zachodniej i centralnej części kraju opadów było mało lub nie było ich wcale. W maju sytuacja dalej się pogarsza.

Rzecznik zwraca uwagę, że suszę można rozpatrywać w wielu aspektach i etapach. - Dla rolnika susza to przede wszystkim suche pole, dla hydrologów - niski poziom wód w rzekach - mówi i wyjaśnia, że najpierw powstaje susza meteorologiczna: brak lub deficyt opadów, który wynosi co najmniej 20 dni. Ta przeradza się w suszę glebową, gdy spada ilość wody w glebie.

- Jeżeli wilgotność gleby spada poniżej 30-40 proc. to rośliny mają problem, żeby się rozwijać. A gdy pojawi się silny wiatr, to dochodzi do erozji i gleba traci cenne elementy. Poza tym rolnicy praktycznie nie mogą nawozić pól - powiedział. Na mapach z danymi satelitarnymi widać, że w ostatnich tygodniach ta wilgotność spada na większości terytorium Polski. W dużej części zachodniej i centralnej Polski to nawet mniej niż 20 proc. Na wschodzie i północy sytuacja jest nieco lepsza, ale w zasadzie tylko na południu rolnikom nie brakuje wody.

embed

Gdy dalej brakuje wody, obniża się poziom wody w rzekach i to przechodzi w suszę hydrologiczną. W ostatnim etapie mamy suszę hydrogeologiczną, czyli obniżenie wód gruntowych. - Susza rolnicza jest obecnie w wielu miejscach w kraju. Pojawia się stopniowo susza hydrologiczna, możemy także mówić o suszy meteorologicznej - powiedział rzecznik IMGW. 

Zmiana klimatu potęguje ekstremalne ulewy i susze

Ekstrema pogodowe - z jednej strony gwałtowne ulewy, z drugiej fale upałów - są wśród przewidywanych przez naukowców skutków zmian klimatu. O ile roczna suma opadów może się nie zmieniać, to inny będzie ich rozkład: wzrasta liczba opadów krótkotrwałych, o silnym natężeniu, powodujących podtopienia, a w dłuższych odstępach między nimi możliwe są susze. Ponadto gwałtowne opady nie przeciwdziałają wysychaniu tak dobrze, bo woda szybko spływa do cieków wodnych.

- Zmiana klimatu postępuje i to widać gołym okiem. Coraz wyższa temperatura, wyższe parowanie i zmiana schematu opadów prowadzą do takich warunków, jakie właśnie widzimy - mówi Walijewski i dodaje: - Jeszcze w latach 80-90. padało częściej. Teraz mamy wiele dni bez opadu, a jeśli deszcz wystąpi, to jest on gwałtowny i odpowiednio nie nawadnia gleby. Jednocześnie skutkować może błyskawicznymi powodziami i podtopieniami w obszarach zurbanizowanych. Woda spływa gwałtownie do cieków, a kilka dni później znów mamy suszę. Przykładowo w czerwcu ubiegłego roku w Poznaniu w ciągu 30 minut spadło tyle deszczu, ile wynosi norma dla całego miesiąca.

Zwraca też uwagę, że poza zmianą klimatu są też inne przyczyny. - Przez dekady osuszaliśmy tereny podmokłe na cele rolnicze, pod zabudowę. Prostowaliśmy rzeki, żeby woda odpływała jak najszybciej. Teraz okazuje się, że to były błędy - ocenił. 

Te zmiany będą postępować. - W kolejnych dekadach w Polsce wzrośnie liczba fal upałów. Suma opadów zmniejszy się nieznacznie, ale dalej będzie zmieniać się charakter opadów, a wyższa temperatura będzie powodowała wyższe parowanie - stwierdził. 

Nawet najbardziej pozytywne scenariusze naukowców zakładają, że globalne ocieplenie będzie postępować jeszcze przez dekady, zanim uda nam się je zatrzymać. Umiarkowanie bezpieczny poziom wzrostu temperatury to 1,5 stopnia Celsjusza - obecnie jesteśmy na poziomie ok. 1,1 stopnia. Ale jeśli nie zmniejszymy natychmiast naszego zużycia ropy, gazu i węgla, to ocieplenie może sięgnąć 3 stopni lub więcej, a skutki będą katastrofalne. Jak mówią naukowcy, "możemy przegapić małą i niknącą szansę na zachowanie zdatnej do życia planety".

- Optymistyczne jest to, że coraz większa jest świadomość ludzi na temat tego zagrożenia. Jesteśmy coraz bardziej świadomi i działamy, także na własnym podwórku. Kropla drąży skałę - powiedział Walijewski. 

Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.

Więcej o: