Jacek Engel, Fundacja Greenmind, Koalicja Ratujmy Rzeki: Od 40 lat.
Nigdy. Podobnie poruszony byłem w 2001 r. podczas powodzi na Wiśle. Emocje ludzi, których spotykam teraz nad Odrą, są podobne. Rozpacz, katastrofa. Telewizyjny ekran daje duży komfort. Co innego jak się zobaczy to na własne oczy. Powącha. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek polska rzeka została zatruta na taką skalę.
Obawiam się, że nikt tego nie liczy. Może zakłady utylizacyjne, bo im się płaci od kilograma, zobaczymy. Ale nie ma w tym żadnej metodyki. Panuje chaos. Nigdy nie dowiemy się, co dokładnie zginęło i wciąż ginie w Odrze. Ciała dalej płyną środkiem nurtu, to nieprawda, że życie ginie tylko w górze rzeki. W Kaleńsku w województwie zachodniopomorskim widziałem w poniedziałek martwe ryby, które miały jeszcze czerwone skrzela, co przy tym upale oznacza, że umarły niedawno.
Nie liczę, że kiedykolwiek poznamy prawdę. Mam wrażenie, że rząd robi wszystko, żeby szum informacyjny był coraz większy. Na początku władze chciały zamieść sprawę pod dywan i nie byłem tym zdziwiony. Ale przecież takiej katastrofy nie da się przemilczeć. Wydawało mi się, że muszą ruszyć do roboty. Nie ruszyli. Nad Odrą mamy do czynienia z działaniami pozorowanymi.
Widziałem w Widuchowej, jak kilkunastu biednych żołnierzy i strażaków w ogromnym smrodzie wyławiało martwe ryby zatrzymane przez jedną z kurtyn pływających, a 500 metrów dalej cały brzeg był pełen kolejnych ciał. Nikt ich nie zbierał. System nie działa, brakuje ludzi. Nad rzeką latają helikoptery. Ale po co? Sprawdzają, czy ryby dobrze zdechły?
Nie. Od znajomego przyrodnika wiem, że fala martwych ryb zbliża się do Zalewu Szczecińskiego, ale ludzie się tam dalej kąpią i wędkują. W Krośnie Odrzańskim, gdzie parę dni temu wyławiano tony martwych ryb, znów pojawiają się wędkarze. Mówią, że dobrze biorą ryby drapieżne, bo przypłynęły do pustej Odry z Bobru i nie mają co jeść. Na brzegach leżą całe stosy małży i ślimaków, które właśnie zaczęła wyrzucać rzeka.
Nie, widać to po ruchach rządzących. Być może umoczona jest w to spółka skarbu państwa i ktoś pilnuje, żeby sprawy nie wyjaśnić. Ale jeśli okaże się, że to jest splot różnych czynników, to też się nie zdziwię. Ktoś od dawna lał syf do rzeki, a potem ktoś inny dolał czegoś innego i mamy katastrofę. Słyszałem też teorię, że z powodu zwiększonej presji na wydobycie węgla, wody z odwadniania kopalń, które normalnie są gromadzone w zbiornikach i powoli wpuszczane do Odry, zostały teraz wypuszczone do rzeki, bo było ich zbyt dużo. Trzeba by to zbadać, ale kto się odważy?
Ale to nawet nie o to chodzi. Nie działa cały system.
Ochrona wód w Polsce jest oddzielona od ochrony środowiska, ochrony przyrody. Odpowiedzialność się rozmywa pomiędzy GDOŚ, WIOŚ, Wodami Polskimi i podległymi im jednostkami. Wszystkie te instytucje trzeba połączyć w jedną agencję ochrony środowiska, która miałaby uprawnienia policyjne i wyposażona w odpowiednie narzędzia pracowała 24 godziny na dobę i przez cały tydzień. Zainstalować zdalne stacje monitoringu na głównych rzekach i ich dopływach. Inaczej nie przestanie dziać się to, o czym słyszymy od lat.
Zrzuty z oczyszczalni ścieków są powszechną praktyką. Powtarzam: powszechną. Duże miasta pilnują się trochę bardziej, ale w mniejszych jest dramat. Wybudowano tam za unijne pieniądze oczyszczalnie ścieków, ale brakuje pieniędzy na ich utrzymanie. Żeby redukować koszty, wypuszczają co jakiś czas nieoczyszczone ścieki do rzeki. W weekendy, bo wiadomo, że w sobotę i niedzielę inspektoraty ochrony środowiska nie pracują. To jest nagminna praktyka.
Ponad 90 proc. rzek w Polsce jest w złym albo bardzo złym stanie. Z roku na rok jest coraz gorzej. Koalicja Ratujmy Rzeki regularnie dostaje informacje, dotyczące zanieczyszczenia małych rzek. Nikt tego nie monitoruje.
Dlaczego sprawa Odry została nagłośniona w Niemczech? Bo we Frankfurcie działa stacja mierząca podstawowe parametry wody i wysyła je na bieżąco do centrali. To nie jest kosmiczna technologia kosztująca miliardy. Dzięki takim stacjom otrzymujemy pomiary w czasie rzeczywistym. Jeśli jakiś parametr odbiega od normy, możemy wszcząć alarm i zacząć bardziej zaawansowane badania. A jeśli mamy monitoring, możemy namierzyć sprawcę.
Nie. Są za to samochody. Rok temu Wody Polskie za pieniądze z budżetu kupiły ich ok. 300. Wydały prawie 30 mln zł. Teraz wydają miliony dolarów z Banku Światowego na regulacje Odry, bo budują nowe ostrogi. W momencie, gdy na świecie rzeki się renaturyzuje, żeby walczyć z suszą i katastrofą klimatyczną. Będziemy mieć więc nowe ostrogi, a ludzie nad rzekami wciąż będą zagrożeni.
Oczywiście.
W zasadzie wszędzie. Mamy bardzo niskie stany wód na rzekach i bardzo niskie przepływy. To, co się do tej pory rozsączało, nie ma już gdzie się rozsączać. Proszę nałożyć na to wysoką temperaturę i ścieki.
Mam nadzieję, że ta katastrofa spowoduje refleksję rządzących i opozycji. Doprowadziły do niej wszystkie siły polityczne, które przez lata zaniedbywały polskie rzeki.
Rzeka obok twojego domu też jest zanieczyszczana? Napisz, zapewniamy anonimowość:
dominik.szczepanski@agora.pl
patryk.strzalkowski@agora.pl