Miała być kontrola, ale politycy PiS ją usunęli. Kto ma interesy w wysypiskach śmieci?

Pożar śmieci w Zielonej Górze może nie być ostatnim w tym rejonie. Mieszkańcy i radni Dolnego Śląska od dwóch lat czekają na kontrole składowisk, ale te wciąż nie są realizowane. Bezpartyjny radny ujawnia nieznane dotąd informacje.

W sobotę wybuchł pożar składowiska z niebezpiecznymi odpadami chemicznymi na osiedlu administracyjnym Przylep w Zielonej Górze. Ponad 200 strażaków walczyło z żywiołem przez całą noc. Władze apelowały do mieszkańców, aby nie wychodzili na zewnątrz i nie otwierali okien, ponieważ nie do końca było wiadomo, co tam tak naprawdę płonie. W niedzielę przed południem Wojewoda lubuski poinformował, że pożar został opanowany, a eksperci pobierają próbki powietrza do analiz. 

Zobacz wideo Pożar na Sycylii. Widok z Giardini-Naxox

Do sprawy odniósł się Patryk Wild, bezpartyjny radny sejmiku dolnośląskiego. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" ujawnił informacje, które pokazują, że wysypiska śmieci są tak naprawdę przykrywką dla interesów wpływowych grup. - Po pożarze w Zielonej Górze politycy PiS zarzucają Elżbiecie Polak, marszałek województwa lubuskiego, brak kontroli nad składowiskami. W takim razie muszę zadać pytanie, dlaczego na Dolnym Śląsku, gdzie sejmik podjął uchwałę wzywającą marszałka do przeprowadzenia kontroli składowisk, od kilku lat zarząd województwa jej unika? - zapytał.

Tajemnicze powiązania ws. wysypiska śmieci

Patryk Wild dodał, że według jego ustaleń "Dolny Śląsk jest zagłębiem interesów różnych lobby śmieciowych, a także powiązań rodzinnych między dolnośląskim Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska a zarządem firmy Chemeco, którego członkowie trafili do aresztu śledczego". Wspomniał również, że Waldemar Kulaszka, który został odwołany ze stanowiska wojewódzkiego inspektora jest ojcem Bartosza Kulaszki, dyrektora ds. transportu i logistyki wrocławskiej spółki Chemeco. 29 maja br. obaj mężczyźni zostali aresztowani przez policję w śledztwie dotyczącym nielegalnego składowania niebezpiecznych odpadów.

- I dziś, gdy potwierdziły się zarzuty o możliwej nieobiektywności WIOŚ i powiązaniach rodzinnych, gdy zarząd Chemeco został aresztowany, ta spółka zwozi na Dolny Śląsk setki tysiący ton śmieci. I nadal tajemnicze siły blokują przeprowadzenie kontroli składu morfologicznego składowisk - powiedział Wild. Jak przyznał, zgłębił temat po tym, jak do komisji ochrony środowiska, w której działał, przyszli mieszkańcy z prośbą o interwencję oraz kontrolę składowiska odpadów w Rudnej Wielkiej, ponieważ inspektorat odmawiał wykonania weryfikacji.

- Od dwóch lat to najczęstszy temat na Sejmiku Województwa Dolnośląskiego: kiedy będzie ta kontrola składu morfologicznego wszystkich składowisk. A głównym tematem są składowiska, na które przywożone są odpady spoza Dolnego Śląska, w tym składowisko w Rudnej Wielkiej - zaznaczył Patryk Wild. Przez przepisy, które wprowadził rząd Prawa i Sprawiedliwości, jest możliwość składowania śmieci poza regionem, w którym zostały wyprodukowane. W praktyce oznacza to, że odpady są transportowane po terenie całej Polski, w tym na Dolny Śląsk.

Miała być kontrola wysypiska, ale Dworczyk zażądał jej usunięcia

- Jako komisja uznaliśmy, że nie możemy się zajmować tylko jednym składowiskiem. I skoro są głosy mieszkańców, że WIOŚ nie działa prawidłowo, to może samorząd województwa, który ma uprawnienia wynikające z prawa ochrony środowiska, sam zleci takie badania - powiedział radny. Jak tłumaczył, po wprowadzeniu tej kontroli do budżetu województwa, została ona z niego usunięta. Wnioskował o to jeden z wicemarszałków z PiS-u. W 2022 roku, jak podaje "Rzeczpospolita", na spotkaniu klubu bezpartyjnych samorządowców z PiS, szef KPRM Michał Dworczyk zażądał odstąpienia od tych kontroli.

Według informacji przekazanych przez portal radni przeprowadzili kontrolę składowiska przez geodetę województwa przy użyciu drona. Zgodnie z ich ustaleniami wysypisko ma objętość około miliona metrów sześciennych, z kolei z informacji urzędu marszałkowskiego wynika, że złożono tam 225 tys. ton odpadów. Zdaniem Wilda ok. 70 proc. odpadów, jest poza ewidencją. - Bez kontroli składu morfologicznego i zagęszczenia odpadów nie jesteśmy jednak w stanie ustalić, co tam jest - stwierdził.

Co spłonęło w Zielonej Górze?

Przynajmniej częściowo wiemy, co znajdowało się w wysypisku śmieci, które spłonęło w Zielonej Górze. NewsLubuski.pl opublikował dane z wykazu analiz, który przedstawia część niebezpiecznych substancji składowanych w hali. Na wniosek prokuratury wyodrębniono ponad 30 różnych tworzyw. Jak podaje portal "składowane materiały po kontakcie mogły powodować śmierć, wady genetyczne, wpływać na działanie narządów oraz działać drażniąco na skórę i oczy". Zidentyfikowane substancje to:  

  • N-winylu karbozol
  • P-ksylen
  • Toluen C7H8 metylobenzen
  • Alkohol benzylowy
  • Styren
  • Aceton
  • Glikol etylowy
  • Octan butylu
  • Akrylamid
  • Etylobenzen
  • Dodekan
  • Żywica epoksydowa
  • Chlorek poliglinu
  • Cynk - pył
  • Ołów
  • Miedź - pył
  • Chrom
  • Nikiel - pył
  • Kadm
  • Sól sodowa krzemianu tytanu
  • Węglan wapnia (karbid)
  • Detergent Empigen
  • Kwas p-hydroksyfenoksyoctowy
  • 2.2-bis(4hydroksyfenylo)butan
  • Azotan wapnia
  • Acetonitryl (nitryl kwasu octowego)
  • Glikol propylenowy
  • Farba drukarska
  • Farby
  • Materiały zapalne
  • Materiały trujące stałe organiczne
  • Węglowodory ciekłe
  • Benzen

Jednak służby zapewniają, że bezpieczeństwu mieszkańców nic nie zagraża, a powietrze jest czyste od niebezpiecznych substancji. Ponadto stale są prowadzone monitoringi powietrza.

***

Do redakcji zwrócił się pełnomocnik Chemeko - System sp. z o. o. wskazując, że pojawiające się w artykule zarzuty dotyczące braku wykazania w ewidencji odpadów (BDO) 70% odpadów składowanych na składowisku Chemeko w Rudzie Wielkiej oraz funkcjonowania spółki pod protekcją osób zajmujących wysokie stanowiska publiczne są nieprawdziwe.

Więcej o: