"Drodzy sąsiedzi
Należę do tych 25% wrażliwych na promieniowanie Wi-Fi.
Obecnie jego natężenie na naszej klatce jest bardzo duże (do 11 ruterów) - powoduje u mnie dotkliwe bóle głowy.
Dlatego będę wdzięczna za wyłączanie sieci w momencie jej nie używania.
A o ile to możliwe przejście na system kablowy.
Bardzo dziękuję za zrozumienie.
Pozdrawiam serdecznie
Sąsiadka"
Kartkę o takiej treści znalazł na klatce schodowej jeden z naszych czytelników. Świadomie lub nie pani "Sąsiadka" dołączyła do pokaźnej grupy ludzi, którzy uważają, że cierpią na nadwrażliwość elektromagnetyczną. Tajemnicą pozostanie, skąd akurat liczba 25 proc., ale sama przypadłość od lat poddawana jest szczegółowym badaniom.
Zwykle nadwrażliwość elektromagnetyczną diagnozują sobie sami pacjenci. Choć tego akurat nie badano, zapewne częściej pojawia się ona u tych, którzy chętnie poszukują źródeł swoich przypadłości w Google'u. Sieć bowiem pełna jest informacji o tym, jak fale elektromagnetyczne gotują ludziom mózgi. Czemu? Skojarzenie jest proste - kto ma w domu mikrofalówkę wie, że wystarczy kilkadziesiąt sekund, by szklankę zimnej wody podgrzać do wrzenia. A przecież routery wi-fi, telefony komórkowe i anteny satelitarne też pracują w częstotliwości mikrofalowej.
Tyle, że energia wykorzystywana w mikrofalówkach i routerach jest zupełnie inna. Kuchenka emituje promieniowanie o mocy przekraczającej 1000 watów. Większość routerów emitujących sygnał wi-fi nie przekracza mocy 500 miliwatów, a więc dwa tysiące razy mniejszej.
Do tego trzeba dodać świętą w fizyce zasadę, która mówi, że natężenie promieniowania maleje wraz z kwadratem odległości. Tłumacząc na normalny język oznacza to, że dwa metry od routera promieniowanie jest cztery razy słabsze, niż metr od routera. No i ściany - im trudniej je zburzyć, tym lepiej tłumią sygnał. Kto mieszka w wielkiej płycie ten wie, jak skutecznie tłumi ona sygnał z routera.
A co mówią badania dotyczące nadwrażliwości elektromagnetycznej? Z większości z nich wynika, że objawy są wybitnie niespecyficzne. Czyli pasują właściwie do wszystkiego - ból głowy, uczucie zmęczenia, szczypanie oczu, podrażnienie skóry, drażliwość. Znacie je? No właśnie - przyczyny mogą być niemal dowolne: od suchego powietrza w mieszkaniu przez skłonność do migren aż po klasycznego kaca.
Może jednak właśnie taki zestaw wywołuje wspomniana nadwrażliwość? Poza samymi badaniami nad tą przypadłością powstało kilka opracowań zbierających wyniki pojedynczych badań - takie metaanalizy są w nauce szczególnie cenione, bo pokazują całościowy obraz. W opracowaniach wzięto pod uwagę kilkadziesiąt ślepych i podwójnie ślepych badań. Badanych ludzi poddawano działaniu promieniowania elektromagnetycznego nie informując ich kiedy jest, a kiedy nie jest ono włączone (próba ślepa). W części badań tego, czy promieniowanie jest obecne czy nie, nie wiedzieli nie tylko badani, ale też prowadzący badanie (próba podwójnie ślepa) - pozwoliło to uniknąć sugerowania badanym wyników.
Efekty badań nie pozostawiają złudzeń: ludzie, którzy zdiagnozowali u siebie nadwrażliwość elektromagnetyczną w żaden sposób nie są w stanie wykryć, czy działa na nich to promieniowanie. Relacjonowane przez nich odczucia i objawy nie są skorelowane z działaniem pola elektromagnetycznego - związek jest czysto losowy.
Jest tylko jedna zależność. Jeśli naukowcy informowali ludzi, że pole elektromagnetyczne jest włączone, objawy się nasilały. Niezależnie od tego, czy badacze kłamali czy nie.
Szanowna Sąsiadko! Najlepiej więcej się ruszać. Zdrowiej jeść. Oglądać mniej telewizji. Nie denerwować się na polityków. Nie palić. Pić umiarkowanie. Jeśli objawy nie ustąpią, lepiej iść do lekarza. To nie routery - włączone czy nie - powodują owe bóle głowy.