Polacy chcą wypełnić zalecenia rządowych ekspertów i pozostać w domach jak długo to tylko możliwe. Wielu z nich szykując się na dłuższy pobyt w izolacji przez koronawirus, ruszyło na większe zakupy. To sprawiło, że wielu popularnych towarów w wielu miejscach brakuje.
"Wąskim gardłem" niemal każdej sieci handlowej są jednak dostawy. Dlatego też niektórzy przedstawiciele branży sugerują, by na czas walki z koronawirusem rozluźnić rygor związany z zakazem handlu.
- Zasugerowaliśmy w resorcie rozwoju, by na czas walki z koronawirusem wróciła możliwość zatowarowania placówek w niedzielę - stwierdziła cytowana przez "Dziennik Gazetę Prawną" Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Dziś markety nie mają wyjścia - zapasy "wymiecione" z półek w sobotę wieczorem mogą uzupełniać dopiero w poniedziałek rano.
"Dziennik" cytuje przedstawicieli sieci handlowych, którzy w szczególnym okresie zoptymalizowali sposób pracy - skupiają się np. tylko na najpotrzebniejszych produktach. - Nasze centra dystrybucyjne działają przez całą dobę, a dzięki wypracowanym przez lata procedurom jesteśmy gotowi na wiele scenariuszy - uspokaja cytowany przez gazetę Wojciech Józefowski, dyrektor działu logistyki Biedronki.
Wiele firm z branży handlowej ma kłopoty z zapewnieniem odpowiedniej kadry. Na tradycyjny sezon grypowy, w którym o zwykłe przeziębienie łatwo, nałożyło się zamknięcie placówek oświatowych. A ponieważ rząd zaleca, by dzieci nie oddawać dziadkom, z uwagi na ryzyko infekcji osób będących w grupie ryzyka - pracownicy nie mają wyjścia - siedzą z dziećmi w domach.
Czytaj też: Orlen ma na stacjach płyn do dezynfekcji rąk. Cena wzbudza emocje. Jest oficjalne oświadczenie
W wyjątkowo złej sytuacji są ci, którzy zaplanowali urlop. Wielu zatrudnionych musi się liczyć z tym, że zostanie z niego odwołanych. W placówkach handlowych rąk do pracy brakuje bowiem jak nigdy przedtem.