Koronawirus nadal sieje popłoch na światowych rynkach. W poniedziałek sesja na Wall Street rozpoczęła się tak źle, że gdy indeks S&P 500 (w jego skład wchodzi 500 przedsiębiorstw o największej kapitalizacji, notowanych na NYSE i NASDAQ) na otwarciu spadał o 8,1 proc., handel został wstrzymany na 15 minut. Ta przerwa w niczym jednak nie pomogła.
S&P 500 zakończył dzień z niemal 12-procentowym spadkiem. Nie lepiej było w przypadku Dow 30, który stracił 12,93 proc. Z kolei Nasdaq poszedł w dół o 12,32 proc. Z ostatnią tak fatalną sesją na Wall Street mieliśmy do czynienia w 1987 roku, czyli ponad 30 lat temu.
Dow 30 fot. Investing.com
Nasdaq fot. Investing.com
S&P 500 fot. Invensting.com
Najwięcej traciły spółki bankowe, technologiczne, motoryzacyjne oraz lotnicze. Akcje Bank of America oraz JPMorgan spadły o ponad 11 proc., z kolei Citigroup stracił aż 13 proc. Mocno potaniały także akcje Apple (-12,86), Microsoftu (-14,74), Google (-11,63), Facebooka (-14,25) oraz Tesli (-18,58) Amazon, który stracił "tylko" 5,37 proc., może mówić o całkiem udanej sesji.
Chociaż obecny kryzys obfituje w złe wieści, to jednak nie one są naszym największym problemem. Jest nim niepewność. Wolę każdego dnia otrzymywać złe wieści, niż żyć w ciągłej niepewności
- tłumaczy Jim Paulsen, główny dyrektor inwestycyjny w The Leuthold Group w rozmowie z CNBC.
Spadków na amerykańskiej giełdzie nie powstrzymała nawet decyzja Amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Przypomnijmy, że Fed obniżyła stopy procentowe o 100 punktów bazowych do 0-0,25 proc., jak również uruchomiła program skupu aktywów o wartości 700 mld dolarów. Była to już druga obniżka stóp w ciągu niespełna dwóch tygodni.
Eksperci nie mają wątpliwości, że wpływ na poniedziałkowe spadki miały również niepokojące słowa amerykańskiego prezydenta Donald Trumpa, który w poniedziałek rano stwierdził, że kryzys wywołany pandemią koronawirusa może potrwać lipca, sierpnia "lub nawet dłużej".