Branża odzieżowa należy do tych segmentów gospodarki, które najbardziej cierpią z powodu epidemii koronawirusa. Podstawowym problemem jest zamknięcie galerii handlowych oraz fakt, że sieci sklepów zostały z masą towaru zalegającego w magazynach. Jedynym rozwiązaniem jest przeniesienie sprzedaży do sklepów internetowych, ale jak czytamy w "Rzeczpospolitej", nieuniknionym ruchem ze strony właścicieli sklepów będą liczne wyprzedaże.
Marta Kaleta-Domradzka, koordynator ds. marki i komunikacja w Grupie Domodi, już teraz dostrzega wzmożoną aktywność z wyprzedażami. Sieci sklepów decydują się na taki ruch tak wcześniej, aby stać się konkurencją wobec firm obecnych od lat w branży sprzedaży internetowej. Rozwiązaniem jest również wprowadzenie takich udogodnień jak darmowa dostawa czy wydłużony czas zwrotu produktów. W tym aspekcie również jednak pojawiają się problemy, bo sklepy nie są w stanie zapewnić płynnej wysyłki produktów
Przed zamknięciem sklepów online miał w całkowitej sprzedaży ok. 15-proc. udział. I choć walczymy tu o każdy dzień, to niestety nie jesteśmy w stanie w ten sposób utrzymać organizacji zatrudniającej w salonach i centrali ponad 600 osób.
- tłumaczy Paweł Kapłon, prezes Paan Capital, właściciela Tatuum, uświadamiając skalę problemu wielu sieci w branży odzieżowej.
W obawie przed zakażeniem się koronawirusem wiele osób porzuciło również tradycyjny model robienia zakupów spożywczych. Jak wynika z badań Mobile Institute wykonanych dla Izby Gospodarki Elektronicznej aż 38 proc. ankietowanych produkty spożywcze oraz higieniczne zakupiło w sieci. W marcu wzrost liczby zamówień na platformie internetowej Shoper w kategorii "delikatesy" zanotował 400 proc. wzrost. Tu również problemem stały się zatory w dostawach. W niektórych sklepach czas dostawy wynosi nawet miesiąc.