Z powodu wzrostu zakażeń koronawirusem rząd podjął decyzję o wprowadzeniu dodatkowych obostrzeń. Od 10 października cała Polska znajduje się w obrębie żółtej strefy, w której obowiązuje nakaz noszenia maseczek ochronnych na zewnątrz. Zgodnie z zapowiedziami przepisy w tym zakresie będą surowiej niż dotychczas sprawdzane przez funkcjonariuszy służb mundurowych.
Obywatele mogą być kontrolowani zarówno przez funkcjonariuszy policji, jak i straży miejskiej. Oręż w walce z osobami niestosującymi się do przepisów mają jednak tylko ci pierwsi. Strażnicy miejscy mogą poprosić obywatela o założenie maski.
Owszem, straż miejska prowadzi takie kontrole, ale nie ma ustawowych narzędzi, by za to karać. Podobnie po wprowadzeniu w Warszawie strefy żółtej - nie będzie mogła nakładać mandatów za brak maseczek na ulicy i w innych publicznych miejscach. Oczywiście strażnicy miejscy na pewno będą zwracać uwagę osobom, które nie będą przestrzegać obostrzeń. Do tej pory również to robili podczas prowadzonych kontroli w komunikacji miejskiej.
- tłumaczy przepisy cytowana przez Onet Karolina Gałecka, rzeczniczka Urzędu m.st. Warszawy.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami funkcjonariusze policji za brak maseczki w miejscu publicznym mogą nałożyć mandat w wysokości 500 zł. W indywidualnych przypadkach policja może skierować wniosek od sanepidu o nałożenie grzywny w wysokości do 30 tys. zł. Zwolnieni z obowiązku noszenia maseczek, aby uniknąć mandatu, muszą natomiast przedstawić zaświadczenie od lekarza.
Obowiązek zakrywania ust i twarzy nie obowiązuje w parkach, lasach, zieleńcach, ogrodach botanicznych oraz plażach. Maseczki można też zdjąć w restauracjach i barach już po tym, jak usiądziemy do stolika.