Warmińsko-mazurskie najmocniej dotknięte pandemią. Dlaczego akurat ono? Szukamy tropów

Luzowanie obostrzeń przy nieustabilizowanej sytuacji epidemicznej, brytyjska mutacja koronawirusa, a może po prostu nieubłagane reguły matematyki? Kilka czynników wpływa na to, że aktualnie sytuacja epidemiczna w województwie warmińsko-mazurskim jest zdecydowanie najgorsza w Polsce.

Jak wynika z aktualnych danych przedstawianych przez Piotra Tarnowskiego, obecnie w województwie warmińsko-mazurskim średnio dziennie przybywa ok. 45 nowych zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. To zdecydowanie najwięcej w skali roku - średnia dla całej Polski jest o ponad połowę niższa. Nawet w kolejnych województwach z najwyższą liczbą nowych przypadków jest ich o ok. 20-40 proc. mniej niż na Warmii i Mazurach. 

W województwie warmińsko-mazurskim leży 6 z 10 powiatów z najwyższą obecnie liczbą zakażeń w Polsce (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców), w tym cztery - nidzicki, bartoszycki, olsztyński i miasto Olsztyn - zajmują pierwsze cztery miejsca.

Niepokojące są także dane o obłożeniu szpitali z województwa warmińsko-mazurskiego pacjentami z COVID-19.

embed

Co takiego dzieje się akurat w tamtym województwie, że jest tam zdecydowanie najwięcej zakażeń i doczekało się ono "specjalnego" potraktowania przez rząd w postaci nowych restrykcji?

Jednej odpowiedzi nie ma, bo i dane nie pozwalające na razie naukowcom na postawienie twardych tez. Zresztą sam marszałek województwa, cytowany przez Onet, przyznaje, że "nie ma analizy, która dałaby odpowiedź na pytania, co spowodowało u nas wzrost zakażeń".

Mimo wszystko jest jednak kilka tropów i czynników, na które warto zwrócić uwagę.

Druga fala najmniej opanowana

Województwo warmińsko-mazurskie nie wyróżnia się negatywnie na tle reszty kraju od dziś. Już od końcówki listopada 2020 r. region ten jest na "podium" (i to zwykle na pierwszym miejscu) pod względem liczby nowych zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Liczba zakażeń była obniżona wobec jesiennej fali na terytorium całego kraju, ale na Warmii i Mazurach - najmniej.

Innymi słowy - już od trzech miesięcy "zagęszczenie" osób zakażonych jest tam właściwie najwyższe w kraju. Najłatwiej trafić tam na zakażonego. Zatem w okres luzowania obostrzeń w identycznym zakresie na terenie całego kraju i ataku bardziej zaraźliwych mutacji koronawirusa, województwo warmińsko-mazurskie wchodziło będąc w wyraźniej gorszej sytuacji niż inne regiony Polski. 

To tylko gdybanie, ale bardzo możliwe, że gdyby wcześniej zastosowano regionalizację restrykcji, sytuacja na Warmii i Mazurach byłaby lepsza.

Zresztą głośno mówili o tym włodarze miast, w których obecnie dochodzi do największej liczby zakażeń. Burmistrz Nidzicy Jacek Kosmala ubolewał w Radiu ZET, że ma wpływ wyłącznie na działalność placówek edukacyjnych (zamknął je w poniedziałek 22 lutego). 

Tu przydałaby się regionalizacja obostrzeń, zaostrzenie restrykcji. Ja nie mogę zamknąć sklepów, nie mogę nic narzucić

- mówił Kosmala.

Także prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz wskazywał Polskiej Agencji Prasowej, że "wszelkie obostrzenia, działania i zalecenia są związane z decyzjami na szczeblu rządowym".

embed

Fale zachorowań zwykle kończą się na północnym wschodzie Polski

Z powyższym wyjaśnieniem wiąże się też inna wskazówka, podsunięta nam przez dra Jakuba Zielińskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Jak zauważa, epidemia koronawirusa przeniosła się jesienią z południa na północ kraju i nie było to zaskoczenie.

Dr Zieliński wskazuje, że zwykle w Polsce fale zachorowań np. na grypę rozpoczynają się w południowo-zachodnich skrajach kraju, a na północny-wschód dochodzą później. Jest to związane ze zdecydowanie większym ruchem na granicach Polski z Niemcami, Czechami czy Słowacją niż m.in. z Obwodem Kaliningradzkim.

Druga fala na północnym wschodzie Polski jeszcze się "nie dopaliła"

- mówi dr Zieliński.

Wariant brytyjski atakuje?

Tutaj niestety można opierać się tylko na niewielkiej próbce danych, niemniej bardzo możliwe, że nowe mutacje koronawirusa - charakteryzujące się wyższą zakaźnością - panoszą się szczególnie mocno właśnie na Warmii i Mazurach.

Kilka dni temu tamtejszy sanepid poinformował, że spośród losowo wybranych 24 próbek, w 16-17 (jedna próbka niepewna) wykryto wariant brytyjski. To oczywiście niewielka próba, ale mimo wszystko wyniki są alarmujące - wskazują, że za ok. 70 proc. nowych zakażeń odpowiada mutacja koronawirusa z Wielkiej Brytanii.

Tymczasem z badań prowadzonych przez zespół prof. Krzysztofa Pyrcia, wirusologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wynikało, że pod koniec stycznia wariant brytyjski odpowiadał w innych regionach kraju za ok. 10 proc. zakażeń, teraz może to być wyższa liczba.

Z tego, co widzimy w różnych województwach, to udział wariantu brytyjskiego wzrósł z około 5 proc. w połowie stycznia do 10 proc. w drugiej połowie tego miesiąca. Teraz widzimy, że nadal ten odsetek rośnie, ale nie widzieliśmy, żeby to było np. 50 proc. - w żadnym zestawie sekwencji nie mieliśmy tak wysokiego odsetka 

- mówi prof. Pyrć w rozmowie z Gazeta.pl.

To na północnym wschodzie Polski - choć nie na Warmii i Mazurach, ale na Podlasiu - wykryto też pierwszy przypadek szczepu południowoafrykańskiego.

Skąd wariant brytyjski wziął się na Warmii i Mazurach?

Jeśli rzeczywiście wariant brytyjski panoszy się w województwie warmińsko-mazurskim szczególnie mocno, to otwarte pozostaje pytanie - skąd akurat tyle się go tam wzięło? Oczywiście tu można także tylko gdybać, bo śledzenie kontaktów, testowanie i sekwencjonowanie próbek nie działa w Polsce wzorowo.

Trop wiedzie siłą rzeczy do świątecznych powrotów do kraju. Ruch lotniczy z Wielką Brytanią został zablokowany dopiero 22 grudnia, kwarantanny ani masowe testowanie nie istniało. Samoloty z Wysp lądowały także na lotnisku Olsztyn-Mazury w Szymanach. To do Wielkiej Brytanii wyjeżdżało za chlebem najwięcej osób z województwa warmińsko-mazurskiego, które teraz mogły przylecieć na święta. To w tym województwa stopa bezrobocia jest najwyższa, co może stymulować czasowe migracje za granicę. Teorii można mnożyć, ale możliwe po prostu, że Warmia i Mazury miały po prostu szczególnego "pecha" do przyjęcia dużej grupy osób zakażonych wariantem brytyjskim.

Jesteśmy dwa miesiące po świętach Bożego Narodzenia, wygląda na to, że jest to efekt odwiedzin naszych rodaków, pracujących w Wielkiej Brytanii

- nie ukrywał na antenie Radiowej Jedynki w czwartek prof. Andrzej Horban, główny doradca premiera ds. COVID-19. Tłumaczył, że doświadczenie brytyjskie wskazują, iż czas od pojawienia się mutacji do wzrostu zakażeń wynosi właśnie od kilku tygodni do dwóch-trzech miesięcy.

Magia małych i dużych liczb

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Epidemia nie rozwija się liniowo, ale charakteryzuje się ogniskowością zakażeń. Województwo warmińsko-mazurskie z ok. 1,4 mln mieszkańców jest jednym z najmniej licznych w kraju. Oznacza to, że ewentualne ognisko zakażeń oznacza tam stosunkowo duży wzrost przypadków w przeliczeniu na 100 tys. czy milion mieszkańców.

Przykładowo - wyobraźmy sobie, że w danym zakładzie pracy, szpitalu, domu opieki czy szkole pojawia się ognisko 50 zakażeń. Będzie to oznaczało ok. 3,5 zakażenia na 100 tys. mieszkańców. Gdyby takie samo ognisko wybuchło na terenie województwa mazowieckiego, oznaczałoby "tylko" 0,9 nowych przypadków na 100 tys. osób.

Oczywiście nie można wszystkiego "zwalić" na matematykę - mimo wszystko mamy w województwie warmińsko-mazurskim dużo nowych zakażeń (czwarte miejsce w Polsce pod względem liczby nowych zakażeń w ostatnich siedmiu dniach). Ale wspomniany efekt dodatkowo nie działa na korzyść danych z Warmii i Mazur.

Zobacz wideo "Kolejne pandemie to tylko i wyłącznie kwestia czasu"
Więcej o: