Nowy Ład kradnie przyszłość polskim dzieciom. Ekspertka pyta, czy czas na proces przeciwko państwu

Zmiana klimatu coraz częściej trafia na wokandy. Na całym świecie obywatele, także ci najmłodsi, skarżą z sukcesem państwa, które wbrew konstytucyjnym deklaracjom, odbierają młodym ludziom szansę na korzystanie z praw do życia, bezpieczeństwa biologicznego, edukacji czy własności. Czy rządowy "Polski Ład" wkrótce "zasiądzie" na ławie oskarżonych?
Zobacz wideo Ocieplenie klimatu zaszkodzi Bałtykowi. "Nie będzie lazuru. Może być nieprzyjemnie pachnąca, brunatna ciecz"

Powstający właśnie w bólach Polski Ład (wcześniej zapowiadany przez rząd jako "nowy ład" - red.) jest powiązany w unijnym Funduszem Odbudowy po pandemii COVID-19, a jednocześnie ma nas przygotować na niebezpieczeństwa związane ze zmianami klimatu. Kontrowersje związane z "przełożeniem" Zielonego Ładu Unii Europejskiej (Green Deal) na polski Nowy Ład są wielorakie. Już sama nazwa "Nowy Ład" nawiązuje raczej nie do obecnego Zielnego Ładu UE, w którym zasadniczą rolę odgrywa właśnie adaptacja do zaburzonych warunków egzystencjalnych (klimat) czy epidemicznych, a do amerykańskiego "New Deal", który powstał w odpowiedzi na światowy kryzys gospodarczy początku XX wieku.

Zadaniem "Nowego Ładu" było przeciwdziałanie m.in. bezrobociu, tylko że wtedy kwestie ekologiczne, a już na pewno klimatyczne, nie odgrywały żadnej roli! Nie o to mi jednak chodzi, aby pochylić się tu nad historią idei czy umiejętnością tworzenia adekwatnej do wymogów świata biologiczno-fizycznego polityki. Chciałabym pokazać, że polski "Nowy Ład" w zakresie ochrony środowiska jest sprzeczny z prawami człowieka, których przestrzegania domaga się polska konstytucja. Tak, zdaję sobie sprawę, że na taki wyrok trzeba by czekać bardzo długo, ale jest światełko w tunelu.

Wydamy pieniądze, a potem się zobaczy

Polityka ochrony środowiska przedstawiona właśnie w ramach "Nowego Ładu" została już przez opozycję określona jako "chybotliwa kładka". Krzysztof Jędrzejewski, rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej twierdzi z kolei, że "Nowy Ład" w kwestiach klimatu nie jest, "niczym ani nowym, ani konkretnym, ani progresywnym". Polityka klimatyczna, jeżeli ma być skuteczna musi być jednak czymś zdecydowanym, bo gra toczy się o warunki egzystencji ludzkiej, która stoi pod znakiem zapytania w obliczu katastrofy klimatycznej. Innymi słowy - nie ma gospodarki na planecie, na której nie da się żyć, produkować żywność, zapewnić wodę pitną, dach nad głową itp.

Politycy mają wyobraźnię dziejową, ale chyba jednak spore braki w zrozumieniu tego, że nie będzie żadnej przyszłości narodu w granicach Rzeczpospolitej, jeżeli nie zadbamy o bezpieczeństwo ekologiczne dla współczesnego i przyszłych pokoleń (Art. 74. 1. Konstytucji).

Jak się okazuje, mamy wiele zapisów w konstytucji, które można zastosować do współczesnej problematyki zagrożeń naturalnych, które stanowią dla "narodu" jeszcze gorsze problemy niż wojna. Już w preambule czytamy, że "W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, […] zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku" musimy przecież zadbać nie tylko o "reprodukcję", ale o bezpieczeństwo egzystencji - a w przypadku zmiany klimatu zniszczeniu mogą ulec nie tylko ludzie, ale także nasze zabytki czy infrastruktura, która budowana jest przecież za środki publiczne.

Z klimatem jak z covidem – czy zgony też będą nadmiarowe?

Już w 2015 r. w Paryżu zostało dokładnie określone to, co trzeba zrobić, aby zatrzymać zmianę klimatu, czyli wzrost średniej temperatury Ziemi do 1,5 stopnia Celsjusza. Nowe prawo Unii Europejskiej stwierdza, że musimy zredukować emisje o 55% w ciągu następnych 9 lat. Wydawałoby się, że to szalenie rewolucyjny pomysł, ale prawda jest taka, że jest to kompromis polityczny, gdyż oczekiwania naukowców były zdecydowanie większe.

Tym bardziej można stwierdzić, że to, co przewiduje obecnie Polska w swoich planach polityki klimatycznej, jest kompletnie oderwane od rzeczywistości fizycznej, bo że od rzeczywistości unijnej to już wiemy od dawna. Co to oznacza? Nasze państwo wciąż debatuje jak to jest z tą zmianą klimatu, co przypomina niestety zaprzeczanie zagrożenia pandemii COVID-19 - wirusa przecież też nie widać. W efekcie brak zdecydowanego planu i działań nie stoi na straży bezpieczeństwa biologicznego i przyszłości naszych obywateli. Polska nie dba o nasze fizyczne i materialne bezpieczeństwo, a dowodem niech będzie to, że coraz trudniej ubezpieczyć swoje nieruchomości czy np. plony od ekstremalnych zjawisk pogodowych. Zmiana klimatu, paradoksalnie, staje się częstą wymówką, kiedy chodzi o suszę rolniczą, czy np. wysychanie jezior wokół odkrywek ZE PAK czy PGE – wtedy najczęściej winne mają być nie zakłady górnicze, ale właśnie zmiana klimatu (nie sposób skarżyć o zadośćuczynienie).

Pandemia COVID-19 pokazała dobitnie, jak złe planowanie w dziedzinie zdrowia publicznego odbija się na kondycji biologicznej "narodu". Odwoływanie pandemii, majstrowanie przy liczbach zakażeń czy zgonów, można porównać z relatywizowaniem zagrożenia, jakim jest zmiana klimatu.

Polska nie jest zieloną wyspą, a huraganów, fal upałów, mrozów, suszy nie zatrzymają żadne granice. Rekordy nadmiarowych zgonów sugerują nam, że w przypadku zmiany klimatu obywatele zostaną pozostawieni sami sobie. Żaden polityk z partii rządzącej nie ma odwagi powiedzieć, że dla Polski i Polaków będzie lepiej, jeżeli przestaniemy wydobywać i spalać węgiel. Nikt z rządu nie skomentował też awarii w Bełchatowie, która całe szczęście nie skończyła się blackoutem. Słyszymy te same sprzeczności, co przy pandemii – węgiel jest zły, ale jest dobry, musicie, ale nie musicie, itp. Takie zaniechania mogą się jednak wiązać z realnym zagrożeniem - szczególnie dla życia dzisiaj rodzących się dzieci.

Optymizm i chwalenie na wiele się nie zdadzą

Dlaczego możemy się obawiać czarnego scenariusza klimatycznego? Ponieważ podobnie jak w przypadku "tarczy" przeciwko COVID-19, w przypadku "Nowego Ładu" mamy "stek ogólników, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej" - mówi rzecznik Koalicji Klimatycznej - "dobre samopoczucie, chwalenie się wielkimi osiągnięciami i optymizm niepoparty spójnym, kompleksowym i odważnym planem niezbędnych działań transformacyjnych - przede wszystkim odejścia od węgla w energetyce do 2030 r. nie zapewnią ani nowoczesnej, konkurencyjnej, przyjaznej klimatowi i środowisku gospodarki, ani stabilnych zielonych miejsc pracy".

Okazuje się też, że nasza energetyka nie tylko podgrzewa klimat, narażona jest na awarie i przerwy w dostawie prądu, ale jest też oparta na danych ekonomicznych wyssanych z palca! W procesie Client Earth Prawnicy dla Ziemi przeciwko polskiej spółce akcyjnej Enea produkującej energię elektryczną wykazano, że, poddając głosowaniu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Enei realizację elektrowni na węgiel kamienny Ostrołęki C, zarząd nie posiadał informacji co do rentowności projektu, który do momentu porzucenia pochłonął ok. 1,5 miliarda złotych.

Enea, jak sama teraz przyznaje, kazała głosować akcjonariuszom za budową elektrowni Ostrołęka C, sama nie wiedząc, czy inwestycja jest rentowna. Co prawda, w tym procesie chodzi głównie o kwestie ekonomiczne, ale budowa dotyczyła jednak elektrowni na węgiel kamienny, która, gdyby powstała nie tylko narażałaby akcjonariuszy na straty, ale także cały czas przyczyniałaby się do zmiany klimatu. Podobnie wygląda sytuacja bloku na węgiel brunatny w Turowie. W momencie, gdy w ciągu 9 lat mamy osiągnąć jako Unia 55% redukcję w emisjach CO2, my otwieramy zupełnie nowy blok o mocy 469 MW. Ten blok, mimo najnowszych technologii, wciąż będzie emitować do atmosfery 2,7 mln ton CO2 rocznie i to w sytuacji, gdy uprawnienie do emisji jednej tony kosztuje 50 euro, a cena wciąż rośnie. Można zatem zapytać czy takie działania po pierwsze odpowiadają zrównoważonym wydatkom publicznych pieniędzy oraz czy emisje z tego bloku nie będą pogłębiać kryzysu klimatycznego. Z podejściem do pandemii ma to tyle wspólnego, że zadziwia tutaj swego rodzaju nieadekwatny "timing" - kiedy przyszłość kolejnych pokoleń wisi na włosku, Polska chce spalać węgiel do 2049 r.

Czy tego rodzaju decyzje będą sprzyjać "kasie państwa" oraz warunkom biologicznym osób, które za jakieś 20 lat będą dopiero wchodzić w dorosłość?

Światełko w tunelu

Na podobne do powyższego pytanie 24 marca 2021 r. niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny odpowiedział przecząco. Trybunał orzekł w sprawie skarg konstytucyjnych, które wniosły osoby fizyczne, małoletnie zamieszkujące Republikę Federalną, ale też kraje azjatyckie jak Nepal czy Bangladesz.

Skarga dotyczyła federalnej ustawy o ochronie klimatu, która regulowała m.in. niemieckie cele klimatyczne i emisje do 2030 r. Trybunał przyznał rację skarżącym, że przepisy nie precyzują jak będą wyglądały emisje Niemiec po 2030 r. Jest to ważne, ponieważ właśnie między 2030 r. a 2050 r. będzie się kształtować - mówiąc bez przesady - nasza przyszłość. Wtedy okaże się bowiem, czy obrany kurs jest zgodny z celem 1,5 stopnia Celsjusza czy też go przekracza. Przypomnijmy, że jeżeli przekroczymy ten punkt trudno będzie utrzymać globalny system gospodarczy, zdrowotny, mieszkaniowy, epidemiologiczny w jakikolwiek ryzach. Co ciekawe, niemiecki Trybunał wyraźnie powiązał ochronę życia, czyli najważniejszego prawa człowieka, z ochroną klimatu: "Ochrona życia i integralności fizycznej zgodnie z art. 2 ust. 2 zd. 1 GG obejmuje ochronę przed naruszeniem praw podstawowych z powodu zanieczyszczenia środowiska, niezależnie od tego, przez kogo i w jakich okolicznościach są one zagrożone". Co więcej Trybunał stwierdził, że brak wyraźnych przepisów, które mają za zadanie przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej "zagraża praktycznie każdemu rodzajowi wolności chronionej prawami podstawowymi". Należy też dodać, że już 12 maja niemiecki rząd zaktualizował ustawę dotyczącą ochrony klimatu, która obecnie zakłada redukcję emisji o 65 proc. do 2030 roku, nowy cel 88 proc. do 2040 roku oraz neutralność klimatyczną do 2045 roku! Teraz parlament będzie musiał ratyfikować ustawę, ale już dzisiaj się mówi, że przyjęcie takiego prawa oznaczać będzie zmianą ogłoszonej wcześniej daty odejścia od węgla Niemiec, czyli 2038 r. i zamianę jej na 2030 r.

Mogłoby się wydawać, że Niemcy są jednak daleko od nas, ale okazuje się, że ten wyrok stanie się źródłem odniesienia także dla innych sądów i to nawet sądów w innych krajach, w tym w Polsce. Również w Polsce nasza konstytucja stwierdza, że państwo musi zapewnić obywatelom warunki do przeżycia, do zachowania fizycznej egzystencji, a szczególnie artykuł 74 ust.1 stwierdza: „Władze publiczne prowadzą politykę zapewniającą bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom”.

Przeglądając jednak analizy zaproponowanego "Nowego Ładu" zwracamy uwagę, że u nas także brakuje jasnych celów redukcyjnych, nie mamy przyjętej żadnej strategii odejścia od węgla, poza datą 2049 r. która jest trudna do utrzymania biorąc pod uwagę cel unijny neutralności do 2050 r. Przyjęcie "Nowego Ładu" w obecnej formie nie pozwala na osiągnięcie przez Polskę neutralności klimatycznej, utrzymywanie górnictwa w tej postaci podnosi ryzyko wystąpienia suszy i fali upałów, dodatkowo młodzież żyjąca dzisiaj np. w powiecie zgorzeleckim nie będzie mogła liczyć na prawie 1 mld złoty dotacji z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla regionów górniczych, ponieważ minister klimatu wydał koncesję na wydobycie do 2044 r.

Obecny "Nowy Ład" wspiera to, co typowe dla obecnego "ładu" - energetykę scentralizowaną, dalsze plany energetyki jądrowej, rozwój energetyki gazowej czy chaos urbanistyczny. "Nowy Ład" przypomina raczej program wyborczy, tylko że jego celem ma być program inwestycji dla bezpiecznej i stabilnej przyszłości. Czy taka postać "Nowego Ładu" zagraża egzystencji dzisiaj rodzących się dzieci? Wiele na to wskazuje, bowiem Polska nie opracowała kompleksowego systemu transformacji. Tylko ona pozwoli na odbudowę po pandemii, która może być tylko przedsmakiem tego, co nas czeka w przyszłości, jeżeli nie zaczniemy poważnie traktować ograniczeń fizycznego i biologicznego świata. Wyrok Trybunału w Niemczech pokazuje, że nawet najmłodsze dzieci nie są zupełnie bezbronne w walce o przyszłość bez katastrofy klimatycznej. Za pomocą adwokatów czy reprezentantów mogą spróbować powalczyć o swoje prawa do bezpiecznego życia i ustanowić nowe standardy wiązania ochrony klimatu z prawami człowieka. A że niemiecki i polski system konstytucyjny skonstruowane są podobnie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że także i w Polsce prawo do życia zostanie mocniej powiązane z bezpieczeństwem ekologicznym. Pandemia pokazała bowiem, ile kosztuje lekceważenie ostrzeżeń naukowców.

***

Hanna Schudy - dr nauk humanistycznych (filozofia), mgr ochrony środowiska (biologia), specjalizuje się w problemie odpowiedzialności w kontekście kryzysu oraz praw przyszłych pokoleń. Zajmuje się m.in. tematem ochrony dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego Dolnego Śląska. Współpracuje z EKO-UNIĄ i Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot oraz Koalicją Klimatyczną.

Więcej o: