"W delikatesach kupiłem tak starego dorsza, że aż kwaśnego!!!", "Dyskonty? Brak towaru, brud, syf i marny wybór". Delikatesy vs dyskonty [WASZYM ZDANIEM]

"Ostatnio w Zielonej Górze w delikatesach kupiłem wędzonego dorsza tak starego, że aż kwaśnego!!! Więc z tą jakością to bywa różnie" - pisze w komentarzu cyn1ck. Nasz artykuł o różnicach między delikatesami a popularnymi dyskontami wywołał wśród czytelników zażartą dyskusję. Jedni spierali się o ceny, drudzy o jakość. Jeszcze inni kontestowali obydwa sklepy. Postanowiliśmy przytoczyć wasze najciekawsze wypowiedzi.

"Pracowałam przy inwentaryzacjach w jednym z delikatesów" - zaczyna magpn1969. - Szanowni Państwo, zerknijcie na daty ważności produktów stojących w tylnych częściach półek, sprawdźcie w domu wagę produktów niesprzedawanych na sztuki... Wyniki mogą być zaskakujące" - przestrzega komentatorka.

"Permanentny brak towaru, brud, syf i marny wybór"

"Nie narzekam na standard życia, ale do delikatesów jeżdżę tylko i wyłącznie po produkty markowe albo/i oryginalne z kraju, z którego faktycznie pochodzą, i jestem wtedy za nie skłonny więcej zapłacić. Ale jeżeli mam kupić te same dżemy, przyprawy, żarcie dla sierściucha czy mleko i słoiczki dla młodego, to jeżdżę gdzie indziej. Nie zgodzę się z powyższą opinią, iż różnica jest tak niewielka. Zgoda, przy takich małych zakupach tak, ale przy większych na cały tydzień - już nie. Nie widzę powodu, aby za ten sam dżem czy papier toaletowy płacić w delikatesach więcej niż np. w znanej sieci hipermarketów, co przy koszu na cały tydzień o wartości średnio około 400 zł robi już sporą różnicę" - pisze z kolei dunczyk69.

"Tak, kupuję w dyskontach. Mimo że denerwuje mnie permanentny brak towaru, brud, syf i marny wybór - irytuje się pani Julia w mailu przesłanym na redakcyjną skrzynkę. - Takie rzeczy jak np. owoce i warzywa oraz mięso kupuję jednak na lokalnym targowisku. Dlaczego więc zakupy w taniej sieci? Dlatego że u mnie na wielkim osiedlu, ale i w najbliższej okolicy, jest tylko albo dyskont, albo drogie delikatesy, a więc jeśli chcę kupić keczup (duży!), słoik koncentratu pomidorowego (duży!) oraz mleko (duże!), to kupuję tam, gdzie taniej - markowe produkty za odpowiednią cenę" - kwituje.

"Uważam to za oszustwo i kradzież mojego cennego czasu"

Wielu naszych czytelników denerwowały również częste zmiany wystroju sklepu: "Nienawidzę, jak przestawiają półki, żeby zdezorientować klienta!!!". Komentator ixi77 ciągnie wątek: "Uważam, że jest to nie w porządku i jest to strata mojego cennego czasu". "Omijam szerokim łukiem takie supermarkety, więc nie został mi żaden. I dobrze, bo w osiedlowym sklepiku nie zrobili mi takich numerów nigdy - pisze ixi77. - A uczulenie na klimatyzację w jednym z tanich sklepów też mam, kicham i prycham, więc się z pani nie śmiejcie" - dodaje.

Pojawiały się także refleksje o zasobności Polaków. "Polacy bardzo często robią zakupy. Chyba najczęściej w Europie. Dlaczego? Nie umiemy planować zakupów na cały tydzień, w miniaturowych kuchniach nie mamy miejsca, by przechowywać zapasy" - skarży się osmy_dzien. "Poza tym w sklepach jest pełno starego towaru, który szybko się psuje. Kupowanie na cały tydzień daje gwarancję, że... dużo wyrzucimy (niestety, niemal żaden Polak nie chodzi do sklepu, żeby zrobić awanturę i oddać stary towar, więc sklepy bezczelnie handlują starociami - wiedzą, że mogą). Dlatego dyskonty położone blisko domów wygrywają. Człowiek kupuje na bieżąco, zjada, zanim zacznie śmierdzieć, i idzie po nową porcję" - puentuje nasz czytelnik.

Pieniądze.gazeta.pl - polub nas na Facebooku >>>

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Więcej o: