Wkrótce po zamachach w Paryżu wiele osób, których znajomi przebywali w tym mieście dostało na Facebooku informacje o tym, czy są oni bezpieczni. Tak zadziałał system raportów bezpieczeństwa - mechanizm uruchomiony rok temu. Jego celem jest poinformowanie znajomych o tym, jaki jest los człowieka przebywającego w strefie zagrożenia. O tym, czy i gdzie zostanie uruchomiony system decyduje Facebook.
Jednak cała akcja spotkała się ze sporą krytyką. Choć sama koncepcja raportów bezpieczeństwa jest bardzo dobra, to wiele osób było oburzonych tym, że system uruchomiono po atakach w Paryżu, a nie włączono dzień wcześniej, gdy wybuchła bomba w Bejrucie.
Facebook sprawę potraktował poważnie, bo z wyjaśnieniem pospieszył Mark Zuckerberg. Napisał na swoim profilu :
Wiele osób słusznie pytało, dlaczego włączyliśmy Raporty Bezpieczeństwa dla Paryża, a nie włączaliśmy po ataku bombowym w Bejrucie czy innych miejscach. Do wczoraj naszą zasadą było aktywowanie Raportów tylko w przypadku katastrof naturalnych. Właśnie to zmieniliśmy i teraz zamierzamy włączać Raporty również w przypadku innych katastrof. To prawda, że jest wiele innych ważnych konfliktów na świecie. Troszczymy się o wszystkich ludzi tak samo i będziemy ciężko pracowali, by pomagać ludziom w tak wielu podobnych sytuacjach jak to tylko możliwe.
Głos zabrał również Alex Schultz, dyrektor do spraw rozwoju Facebooka. Powiedział:
W trakcie tej złożonej, niejasnej sytuacji dotykającej wielu ludzi Facebook stał się miejscem, gdzie dzielono się informacjami i starano poznać los najbliższych. Rozmawialiśmy z naszymi pracownikami znajdującymi się na miejscu zdarzeń, którzy stwierdzili, że ich zdaniem warto zrobić coś więcej. Dlatego podjęliśmy decyzję, że zrobimy coś, czego wcześniej nie próbowaliśmy - uruchomimy Raporty Bezpieczeństwa w przypadku innym, niż katastrofa naturalna. Zawsze musi być ten pierwszy raz, nawet w złożonych i delikatnych sytuacjach. Dla nas był to Paryż.
O ile Zuckerberg przede wszystkim wyjaśnił, że - wbrew wrażeniom wielu osób - wcześniej w takich sytuacjach nie uruchamiano specjalnego systemu, o tyle tłumaczenie Schultza pokazuje, że być może w dużym stopniu chodziło tu po prostu o ruch na Facebooku, jaki wygenerowały oba zdarzenia. Odsetek ludzi korzystających w obu krajach z Facebooka jest zbliżony (według danych z 2012 roku był taki sam - 38%), ale Liban ma ponad 16 razy mniej mieszkańców. Może to również kwestia mentalności, przyzwyczajeń czy po prostu liczby mobilnych użytkowników, którzy w takich sytuacjach są najaktywniejsi.
Facebook ma teraz twardy orzech do zgryzienia - decyzja o tym, która tragedia jest wystarczająco ważna, by włączyć dla niej system raportów o bezpieczeństwie na pewno będzie budziła wiele kontrowersji.