Zdjęcie powyżej pochodzi z Rosji , zostało opublikowane kilka dni temu. Być może jest jedynie żartem, ale część mediów uznała je za pretekst do ponownego otwarcia dyskusji na temat zbliżeniowych kart płatniczych.
Ze zdjęcia powyżej można by wysnuć następujący wniosek: wystarczy, że do autobusu wejdzie ktoś z terminalem, by okraść wszystkich pasażerów posiadających karty zbliżeniowe z pieniędzy. Wystarczy, że zbliży się do swojej ofiary. O takich wątpliwościach pisze na przykład NaTemat. Czy to możliwe?Zasadniczo... tak. W teorii. W praktyce o taką kradzież będzie niezwykle trudno. Terminal płatniczy, nawet jeżeli jest mobilny (i nie mam tu na myśli takiego, który kelner przynosi do stolika, bo ten jest połączony z terminalem w budynku), musi być w odpowiedni sposób zarejestrowany. Wyobraźmy sobie, że firmy pośredniczące w realizacji płatności pozwalają komukolwiek na świecie wejść do systemu z zewnątrz i pozwolić przesłać pieniądze z punktu A do punktu B. Nie, taki terminal musi być autoryzowany, musi być na niego podpisana umowa, a niej odpowiednie dane.
Jeśli więc ktoś tego typu terminal wykorzystałby do nieuprawnionego pobrania z naszej karty pieniędzy zostałby szybko namierzony. Nawet jeśli kradzież za pomocą takiego terminala by się udała, to po kilku zgłoszeniach od operatorów kart organizacja, która mi zarządza, by to wyłapała. Właściciel sklepu czy kiosku miałby więc do zyskania kilkaset złotych, a do stracenia nawet wolność. Ile takich transakcji da się przeprowadzić bez zwracania na siebie uwagi?
Ostatecznie możemy mieć w zasadzie pewność, że pieniądze skradzione w jakikolwiek sposób z naszej karty zostaną nam zwrócone w ramach reklamacji. Nawet jeśli złodziejowi uda się wykorzystać terminal straci bank, nie my.
Karta zbliżeniowa Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Robert Kowalewski / AG
Komisja Nadzoru Finansowego w zeszłorocznym w raporcie "Analiza bezpieczeństwa kart zbliżeniowych" [...] uspokaja, że bardziej złożone i skomplikowane formy kradzieży pieniędzy poprzez zeskanowanie kart na odległość, są możliwe głównie w teorii. W raporcie czytamy, że z karty można tylko sczytać numer karty i termin ważności, a to nie wystarczy do przeprowadzenia transakcji. Poza tym do przechwycenia danych karty z większej niż kilka centymetrów odległości "niezbędne jest prawdopodobnie wykorzystanie urządzeń odbiorczych o znacznych rozmiarach".
- pisał w zeszłym roku SuperExpress przyznając jednocześnie, że kradzież jest możliwa, wymaga jednak skomplikowanego sprzętu.
Pewne niejasności dotyczą też telefonów wyposażonych w technologię NFC. Niektórzy mogą obawiać się, że ktoś - posługując się smartfonem z NFC - sczyta naszą kartę stojąc za nami w autobusie lub kolejce. I że tym samym pobierze z niej kwotę 50 złotych.
To ponownie nieporozumienie. Telefon nie jest terminalem płatniczym. Służy jedynie do zainicjowania transakcji. I tak naprawdę procedura kradzieży naszych pieniędzy z karty wydaje się po prostu mało realistyczna. Wyjaśnił ją N iebezpiecznik.pl . Osoba, która odczytuje dane zapisane na naszej karcie musiałaby je na bieżąco przekazywać do osoby znajdującej się w sklepie, a dopiero ta osoba przykładając swój smartfon do terminala zapłaciłaby naszymi pieniędzmi. Ze względów technicznych taka kradzież jest możliwa tylko w laboratoriach. Specjaliści od zabezpieczeń twierdzą, że nawet jeśli takie kradzieże miały miejsce, to można je liczyć na palcach jednej ręki.
Fot. Visa
Oczywiście, zdarzają się kradzieże tego typu: nieuczciwy kelner może naszą kartę potraktować skimmerem. Tylko że kelner zatrudniający się w restauracji musi podać jakieś dane osobowe, trudno mu być całkowicie anonimowym. Od tego typu kradzieży może też ochronić nas ubezpieczenie. Zdarzają się nakładki na bankomaty, które kradną nasze dane. I tu powinno ochronić nas ubezpieczenie.
Nieporozumienia wokół kart zbliżeniowych przerodziły się w różnego rodzaju mity. Banki również przyczyniły się częściowo do ich utrwalenia. Kiedy kilka lat temu, na początku wprowadzania kart do obiegu, zdarzały się różnego rodzaju kradzieże banki zamiast zachować się honorowo próbowały wykręcić się od odpowiedzialności za transakcje przeprowadzone przez złodziei. Cóż, taka natura banków.
Największym problemem jeśli chodzi o karty zbliżeniowe czy tradycyjne jest polityka banku w zakresie ewentualnej reklamacji. Powinniśmy też upewnić się że płatność zbliżeniowa nie powiększy nam debetu do niebotycznych rozmiarów - ograniczmy ilość dziennych transakcji do jakiejś rozsądnej kwoty.
Nie powinniśmy się zatem obawiać technologii NFC, ani kart bezstykowych. Nie ma mowy o tym, by mogło dojść do kradzieży na masową skalę. A prawdopodobieństwo, że ktoś pobierze 50zł z naszej karty bez naszej wiedzy jest w zasadzie zerowe, chroni nas też regulamin używania karty i ubezpieczenie. O wiele bardziej powinniśmy się obawiać... kieszonkowców.