Zdecydowanie nie jest to zaszczyt. Armstrong mógł być pierwszym, który postawił na nim stopę, Aldrinowi przypadło w udziale coś zupełnie innego. Z racji konstrukcji skafandra, wyposażonego w urządzenie zbierające mocz, nie musiał nawet szukać skały lub chować się za lądownikiem. Niezbyt grzecznie dokonał tej intymnej czynności przed kamerami, na oczach milionów telewidzów. I nikt niczego nie zauważył.
Dyplomaci całego świata zgodzili się, że Księżyc nie może być własnością żadnego kraju, który dostał się tam pierwszy i zagarnął go dla siebie - niczym, nie przymierzając, Kolumb. Jednak pokusa by postawić tam najważniejszy symbol Ameryki była wielka - NASA miała nawet specjalny komitet zajmujący się symbolicznymi działaniami podczas pierwszego lądowania. Debatował on nad rozwiązaniami, które nie uderzałyby w inne państwa np. upodobnieniem do flagi aparatury do eksperymentów z wiatrem słonecznym. Skończyło się jednak na fladze, która zresztą sprawiła astronautom spore trudności - z trudem wbili ją w skalisty grunt i bardzo bali się, że przewróci się na oczach całego świata. Wszyto w nią także usztywnienie, by nie oklapła z braku wiatru i była dobrze widoczna.
Nie wiadomo nic na temat rocznika, czy gatunku, ale nie ulega wątpliwości, że wino było pierwszym trunkiem na ziemskim satelicie. Oficjalna wersja twierdzi, że Aldrin zabrał ze sobą wino i opłatek, by móc przyjąć komunię na Księżycu. Złośliwi mówią, że chciał się pocieszyć, wiedząc, że będzie drugi.
Jeśli jest jakaś rzecz, której NASA nie lubi, to są to niespodzianki. A taką były dla nich pierwsze słowa Armstronga: "Houston, tu Baza Spokoju. Orzeł wylądował". Ustalona w czasie ćwiczeń wersja brzmiała "Houston, tu Orzeł" - tajemnicza baza nie pojawia się w żadnych dokumentach sprzed lotu, więc nic dziwnego, że wzbudziło to konfuzję w kontroli lotów. Astronauta sam wymyślił termin Baza Spokoju (Tranquility Base), zapisując się tym samym w historii Ziemi i Księżyca - miejsce, gdzie wylądowali pierwsi ludzie nazwano po łacinie Statio Tranquillitatis .
Dziś prawdopodobnie musiałby wygłosić specjalną formułkę ułożoną przez speców od marketingu, a takie uchybienie nie uszłoby mu na sucho.
Buzz Adrin
Astronauci mieli ze sobą aparat i zrobili ponad 100 zdjęć. Armstrong pojawia się na jednym, choć oczywiście widać go w nagraniach telewizyjnych. To dlatego, że sam przez większość czasu robił zdjęcia Księżyca. Jednak w pewnej chwili przekazał aparat Aldrinowi, a ten zaczął fotografować skały. Spekulowano czy to celowy zabiega NASA, by Armstrong robił większość zdjęć, dając w ten sposób Buzzowi Aldrinowi - drugiemu człowiekowi na Księżycu - nieco więcej miejsca w świetle reflektorów. Prawda jest taka - i przyznał to sam Aldrin - że Armstrong był po prostu lepszym fotografem.
[ Houston Press ]