Toshiba Libretto W100 - czekamy na kolejny model

Dzięki uprzejmości firmy Toshiba zyskaliśmy możliwość przyjrzenia się nowemu modelowi Libretto W100. Komputer na kilka dni trafił w nasze ręce. W tym czasie pozwoliliśmy sobie dokonać krótkiego konsumenckiego testu, mającego odpowiedzieć na pytanie - jakie cechy Libretto W100 sprawiają, że potrzebuję takiego sprzętu.

Że komputer znalazł już swoich amatorów wiemy i co do tego nie trzeba nas przekonywać. Na świecie jest wielu ludzi, którzy potrafią biwakować przed sklepami jeszcze tygodniami przed premierą, aby móc się czymś pobawić zanim inni bedą mieli taką możliwość. Przedsprzedaż Toshiby Libretto W100 przebiegła jeszcze lepiej. Cały limit wyczerpano niemal od razu po udostępnieniu takiej możliwości. Pytanie nadal jednak pozostaje aktualne. Co sprawia, że potrzebuję Toshiby W100? Pomysłów mamy kilka:

Mała Toshiba to praktyczny tablet z dwoma dotykowymi ekranami

Rzeczone dwa ekrany LCD z diodowym podświetleniem (1024x600 pikseli każdy) to nie tyle wielka zaleta Libretto co jego znak rozpoznawczy. Póki co dostępne na rynku urządzenia szokowały rozdzielczością i rozmiarem jednego wyświetlacza. Toshiba postanowiła jednak pójść o krok do przodu i zastosowała dwa, ale za to mniejsze. Urządzenie być może nie jest wcale lżejsze niż konkurencyjne produkty, ale za to da się je bez problemu złożyć w pół i zmieścić w damskiej torebce - byc może odrobinę większej niż kopertówka. Nie ma ryzyka porysowania ekranu, a jednocześnie Libretto można zabrać naprawdę wszędzie. Brzmi świetnie. Wręcz kusząco.

Nie zastosowano jednak żadnej formy elastycznej matrycy OLED . Oba ekrany LCD są od siebie odseparowane i oddalone o około 3 cm. Urządzenie, daje możliwość przerzucania obrazów z jednego na drugi lub rozciągania ich na oba naraz. Domyślną konfigurację stanowi ustawienie ekranu wyświetlającego treści na górnym, dotykowej klawiatury zaś na dolnym panelu. Takie rozwiązanie jest stosunkowo wygodne. Różni się od standardowych netbooków możliwością zminimalizowania "klawiatury", co faktycznie zwiększa potencjalną powierzchnię wyświetlania obrazów.

Problem polega na tym, że o ile 10,1 calowe ekrany w netbookach bywają zdecydowanie za małe aby móc na nich komfortowo pracować przy rozdzielczości rzędu 1200 lub 1366 punktów w poziomie, o tyle 7 calowy ekran zakrawa już na śmieszność. W naszym skromnym i do bólu subiektywnym odczuciu, w tym przypadku nie można już nawet mówić o mniejszym lub większym luksusie. Da się już tylko stopniować niewygodę.

Na ten zarzut są dwie odpowiedzi. Można użyć cyfrowej "lupy" i powiększyć obraz. Niestety widzimy wtedy tylko wycinek, co wcale nie wpływa pozytywnie na zwiększenie komfortu użytkowania. Drugi pomysł to skorzystanie z opcji rozciągnięcia obrazu na oba ekrany. Pomaga, odrobinę. Jest to kompromis, na który można się zgodzić w przypadku przeglądania tekstowych stron internetowych lub dokumentów. Oglądanie zdjęć lub materiałów wideo, technicznie możliwe bez żadnego problemu, faktycznie wywołuje w najlepszym przypadku kłopotliwe milczenie. Między jednym a drugim ekranem jest bowiem około 3 centymetrowej szerokości odstęp, która dość skutecznie dekomponuje całość. Problemu w ogóle by nie było, gdyby tę przerwę zmniejszyć do optycznie tolerowalnego poziomu, na przykład 5 mm. A tak przychodzi nam albo używać klasycznej lupy, wyświetlając obrazy na jednym ekranie, albo zmuszać wyobraźnię do sklejania postaci, które Libretto poddało symbolicznej dekapitacji.

W100 to w pełni mobilne rozwiązanie

Zgadza się. Komputer został wyposażony w łączność 3G. Sanki na kartę SIM znajdują się w łatwo dostępnym miejscu z przodu obudowy. Ta właściwość czyni go w pełni funkcjonalnym i przydatnym urządzeniem nawet na wspomnianych kiedyś fiordach . Wszędzie tam, gdzie możemy zadzwonić za pomocą telefonu komórkowego możemy tez rozłożyć mały komputerek i odebrać pocztę elektroniczną. Ponadto Libretto posiada także moduł łączności WiFi, który pozwala na połączenie się z każdą niezabezpieczoną siecią w okolicy. To bardzo przydatna cecha, ale raczej bezużyteczna poza większymi miastami. Będzie jednak jak znalazł kiedy znajdziemy się w krajach, w których bezpłatny dostęp do Internetu jest powszechny. Nawet w Polsce wystarczy z reguły wejść do dużych sieciowych kawiarni (do tych mniejszych często też), aby móc nie tylko przejrzeć nadesłane wiadomości, ale także przeczytać to i owo na ulubionych portalach oraz pograć w facebookową gierkę. Urządzenie zoptymalizowano pod kątem korzystania z sieci, w związku z czym nie ma najmniejszych problemów aby połączenie nawiązać i szperać w zasobach Internetu.

A teraz druga strona medalu. Po wyjęciu wtyczki zasilania komputer rozpoczyna dramatyczne odliczanie w dół. W zależności od kondycji baterii, czas często nie przekracza nawet godziny. Egzemplarz, któremu mieliśmy okazję się przyjrzeć pokazywał przewidywany czas pracy na poziomie 45 minut. W rzeczywistości jednak komputer pracował około 10 minut dłużej. Miłe zaskoczenie, ale to i tak niewiele. Podejrzewamy, że kiedy Toshiba sprzeda odpowiednią ilość sztuk, na rynku pojawią się mniej lub bardziej oryginalne zamienniki - doładowane baterie, a także nieco grubsze formaty, które zapewnią dłuższą pracę kosztem zwiększenia masy i wymiarów urządzenia. To jednak kolejny kompromis i pójście na skróty.

Libretto z nawiązką zastapi dowolny netbook

W kwestii technicznej - najprawdopodobniej tak. Libretto posiada dosyć dobrze dobrane podzespoły, które dają jej zapas mocy. Porównanie wydajności W100 do popularnych netbookówi, wyposażonych w procesor Intel Atom N450 nie pozostawia na nich suchej nitki. Z obsługą sieci jak i z wyświetlaniem materiałów wideo Toshiba radzi sobie bez zarzutu. Nawet filmy w wyższej rozdzielczości 720p nie sprawiały problemu. Także gry oparte na technologii Flash nie stanowiły żadnej bariery dla Libretto. Jak już wspomnieliśmy to zasługa trafnie dobranej konfiguracji. W100 napędza procesor Intel Pentium U5400 (1.2GHz). Komputer wyposażony został także w 2GB pamięci RAM i około 60 GB dysk SSD. Ponadto odnajdziemy w nim także łączność Bluetooth, WiFi i WiMax, kamerę internetową, jeden port USB 2.1, czytnik kart SD, porty audio i dwa przyciski nawigacyjne, oraz włącznik.

Sprzętowo więc wyprzedza większość netbooków. Może się także podobać. Z zewnętrz bowiem komputer zamknięty jest elegancką metaliczną obudową. Niestety, wnętrze pokryte jest jednolitą plastikową powłoką, która nie stroni od łapania każdych możliwych odcisków. A jest to urządzenie "dotykowe", tych więc jest pod dostatkiem.

To jednak detal w porównaniu do kwestii krótkiego życia baterii i niewielkiego ekranu, na którym po prostu nie da się komfortowo pracować. Dochodzi jeszcze korzystanie z wirtualnej klawiatury Libretto. Na pierwszy rzut oka - wyraźna, dobrze ułożona, pełne QWERTY z możliwością wgrania także innych typów. W praktyce okazuje się że wygoda pisania jest, powiedzmy - średnia. W przypadku klawiatur standardowych - takich z klawiszami pisanie jest o tyle ułatwione, że opuszkami palców da się wyczuć krawędzie przycisków. To upraszcza korzystanie z nich osobom, które nie skończyły kursu stenotypii. W przypadku Libretto przejście do bezwzrokowego pisania zajmie nieco więcej czasu. W miejsce rzeczywistych klawiszy dotykamy tu bowiem jednolitej tafli. Miłym akcentem jest drganie tabletu kiedy "wciskamy" klawisz. Przynajmniej wiadomo że został przyciśnięty. Gorzej, że czasem nie wiadomo który dokładnie. Z pewnością rozwiązaniem byłby tu rysik. Tego niestety brak.

Warto też krótko wspomnieć o funkcji rozpoznawania pisma. Libretto oferuje rozpoznawanie pisma ciągłego, oraz literowania. Moduł nie działa jednak na tyle wydajnie, aby móc w zupełności zastąpić pismo maszynowe. Mimo wszystko, da się zrobić krótką odręczną notatkę, która zostanie automatycznie przekonwertowana na pismo drukowane.

Jeśli mówimy o komforcie użytkowania warto pamiętać, że system operacyjny, na którym pracuje Libretto nie został w znacznym stopniu dostosowany do rozmiarów urządzenia. Próba zamknięcia okna może się więc nie od razu powieść. Zwłaszcza, jeśli przyszły użytkownik nie cechuje się niezwykle szczupłymi dłońmi. Trafienie w krzyżyk na 7 calowym ekranie należałoby wpisać na listę sportów ekstremalnych. Prosząc o opinię osoby spoza redakcji słyszeliśmy najczęściej określenia typu "dramatycznie niedotykowy", czy "gdzie jest rysik?". Podobnych rzeczy nie usłyszy się o żadnym konkurencyjnym tablecie.

Z drugiej strony, paradoksalnie, dzięki zachowaniu systemu operacyjnego w "beznakładkowej" formie, W100 ma w zasadzie te same możliwości co każdy inny komputer oparty na Windows 7. Jego obsługa nie będzie więc dla nikogo tajemnicą. Wiadomo zatem gdzie kliknąć, nie wiadomo za to jak.

Może przynajmniej tablet jest tani?

Skoro Libretto nie posiada wielu cech, które przemawiałyby za jego praktycznym wykorzystaniem, być może przynajmniej jest w zasięgu szarego zjadacza chleba? Odpowiedź brzmi - nie. Podczas premierowej sprzedaży w serwisie Amazon, Toshiba W100 kosztowała 1100 dolarów . W chwili obecnej można ją kupić nawet 50-100 dolarów mniej. W przeliczeniu na złotówki, wedle kursów z 31 sierpnia, to prawie 3500 złotych. Ciut więcej niż iPad i o niebo drożej niż inne (zwykle jednak, sprzętowo słabsze) tablety innych firm.

Problem polega na tym, że spoglądając na Toshibę W100 ma się nadzieję, że to urządzenie będzie świetnie działać. Jednak w praktyce okazuje się, że komputer, mimo ogromnego potencjału stanowi w najlepszym razie drogi gadżet, a w najgorszym prototyp, który niezrozumiałą decyzją został skierowany do sprzedaży. Większy niż smartfon, mniejszy niż netbook, sprzętowo mocniejszy niż oba razem wzięte. Znając jego cechy, nie do końca wiadomo do czego Libretto miałby służyć. Mieliśmy nadzieję na "łamany tablet", albo bogatszą dotykową wersję Sony Vaio P. Niestety nie jest ani jednym ani drugim.

Sam pomysł jednak wydaje się być trafiony w dziesiątkę. Po wprowadzeniu kilku poprawek i dodaniu rysika W100 Libretto mogłoby się stać kamieniem milowym w dziedzinie komputerów przenośnych. Mamy nadzieję, że konstruktorzy Toshiby nie spoczną "na laurach" i będą dążyć w kierunku usprawnienia swojego komputera. Kiedy jednak wszystkie błędy zostaną naprawione Libretto będzie już pewnie nosić nazwę W200. Na to czekamy.

Łukasz Cichy

Więcej o: