Akcja opublikowanej w 1968 roku książki "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach" osadzona była bowiem w świecie po wojnie atomowej, w wyniku której wyginęła większość zwierząt; stały się więc oznaką statusu i obiektem pożądania (ależ to zabrzmiało) - w dobrym tonie było pokazać się przed sąsiadami ze zwierzęciem. Kogo nie było stać, ten sprawiał sobie elektroniczny substytut - nie do odróżnienia na pierwszy rzut oka od prawdziwego zwierzęcia. Co za różnica, czy opiekujesz się prawdziwym zwierzakiem czy robotem, skoro cały wasz związek ma miejsce w twojej głowie?
Skąd my to znamy? Z lat 90. (w pierwszym wydaniu akcja powieści toczy się w roku 1992!). Wtedy na rynek trafił elektroniczny hit - jajka Tamagotchi, zamknięte w miniaturowej konsolce wirtualne stworzonka, które domagały się karmienia, zabawy i sprzątania pixelowej kupy - wystarczyło nacisnąć odpowiedni guzik. W okresie największego szału japońskimi jajkami zajmowali się wszyscy, od uczniów po biznesmenów. Pierwsze wersje maszynek domagały się zresztą nieustannej uwagi, zostawione na samym sobie na kilka godzin potrafiły zdechnąć. Dziwiła - ale tylko tych, którzy nie czytali Dicka - empatyczna więź właściciela z cyfrową zawartością plastikowego jajka, co nawet zostało nazwane efektem tamagotchi.
W 1999 firma Sony poszła dalej w ziszczaniu wizji Dicka i wprowadziła na rynek pieska AIBO. Uroczy robot, którego nie krępowały granice tyciego ekraniku. To dopiero otworzyło pole do eksplozji uczuć: właściciele piesków traktowali je jak prawdziwe zwierzęta.
Kiedy w Star Treku załoga statku kosmicznego Enterpreise korzystała z dobrodziejstw socjalistycznej utopii, w której pieniądze nie były już w użyciu, Philip K. Dick snuł ponurą wizję kapitalistycznej przyszłości (znalazł kontynuatorów wśród autorów cyberpunkowych). Widać to zwłaszcza w powieści "Przez ciemne zwierciadło", w której ludzie z marginesu nie są wpuszczani do chronionych przez policję centrów handlowych.
W słynnej scenie ze znakomitego "Ubika" bohater chce opuścić swoje mieszkanie, ale...
...drzwi, podobnie jak reszta sprzętu domowego, domaga się zapłaty z góry: Joe nie ma bowiem zdolności kredytowej. Kiedyś bardzo śmieszyła mnie ta sytuacja, ale tak naprawdę nie ma w niej nic zabawnego. Zapłaty z góry domagają się np. liczniki prądu, instalowane w brytyjskich lokalach socjalnych (i mieszkaniach do wynajęcia). Nie ma kasy - nie prądu.
O tym, jak doskonale Dick przewidział realia futurystycznego kapitalizmu, świadczy opowiadanie "Chwyt reklamowy".
Robohandlarze były wszędzie; gestykulowały, namawiały, piszczały. Jeden poszedł za nim, wiec Morris przyspieszył kroku. Robot jednak nie dawal za wygrana; wyśpiewywał swa reklamę i próbował zwrócić na siebie uwagę - przez cala drogę do domu. Nie odczepił się nawet wtedy, gdy Morris pochylił się, schwycił kamień i rzucił weń, zresztą bezskutecznie. Następnie wpadł do domu i zatrzasnął drzwi za sobą. Robot zawahał się, a następnie zrobił skręt i pogonił za kobieta, która wspinała się pod górę z naręczem paczek. Próbowała go ominąć, ale bez powodzenia.
Skąd my to znamy? Z internetu. Spamboty, czyli elektroniczne maszynki do wysyłania niechcianych reklam są równie upierdliwe jak roboty z opowiadania Dicka. Może nie gestykulują i nie piszczą, ale namawiają ? do zakupu v1agry i innych rzeczy. Łażą za nami po forach internetowych, rejestrują się na twitterze. Niektóre przyłażą nawet na blogaski. Inne siedzą przyczajone na stronach internetowych, błyskają gifami i mrugają flashami, odczytując nasze dane geolokacyjne i udając, że mieszkają w okolicy.
Co ciekawe, istnieją też prawdziwe roboty reklamowe, używane na pokazach i prezentacjach, ale to wciąż takie novum, że spotykamy je z przyjemnością. Znaczenie może mieć też fakt, że nie są natrętne czy upierdliwe, a raczej sympatyczne i miłe. Do czasu!
W jednej z najfajniejszych scen z powieści "Czy androidy..." zaglądamy do małżeńskiej sypialni państwa Deckardów.
Nastawiłaś swojego Penfielda na zbyt słaby impuls - powiedział Rick. - Przeprogramuję
go, obudzisz się i...
- Nie dotykaj mojego programatora. - Jej głos był nieprzyjemnie ostry. - Wcale nie chcę się obudzić.
Usiadł na krawędzi łóżka, pochylił się i zaczął przekonywać ją łagodnie:
- Jeżeli zaprogramujesz odpowiednio silny impuls, będziesz zadowolona, że się obudziłaś. Na tym polega cała sprawa. Przy ustawieniu programu na pozycję C, impuls odblokowuje świadomość. Wiem to po sobie. - Przyjaźnie, bowiem czuł się życzliwie usposobiony do całego świata (jego program ustawiony był na D), poklepał jej nagie, nieopalone ramię.
Programator nastroju - urządzenie, które robi dokładnie o czym mówi jego nazwa. Nie znajdziemy go niestety w sklepach RTV i AGD, ale możemy nabyć jego odpowiednik - odtwarzacz mp3 z umożliwiający układanie playlist. Nie ma chyba lepszego narzędzia programowania ludzi niż muzyka - iPod i inne urządzenia pozwalają na przygotowanie sobie muzycznej bańki odgradzającej od świata i modyfikującej nastrój. Dynamiczna, agresywna składanka na siłownie, ożywcze dźwięki na poranną jazdę do pracy, jakiś chilloucik na leniwe popołudnie, ponura zimna fala na wieczną polską jesień. Jeśli obudzimy się, jak żona Deckarda, w stanie kompletnego braku pomysłu na to, w jakim chcemy być nastroju, pomóc nam może automatyczny DJ, układający playlisty na podstawie analizy naszych preferencji.
A jak to nie zadziała, pozostają różne piguły.
W powieści "Słoneczna Loteria" z 1950 Dick umieścił kolejną scenkę małżeńską (bardzo lubił małżeństwa, sam miał ich kilka, oczywiście nie w tym samym czasie):
- Nie nastawiaj jedynki, to dobre dla nierów. Właśnie dlatego są dwa kanały: ten dla nas, a dosłowny dla nich.
- Mylisz się, kochanie - powiedział rzeczowo Al. -Kanał pierwszy służy do przekazywania informacji o faktach i wiadomości. Kanał S jest dla przyjemności, dla rozrywki. Mnie osobiście ten kanał najbardziej odpowiada, ale... - Wykonał ruch ręką i obraz zmienił się raptownie. Znikły ruchliwe wiry dźwięków i barw. Na ich miejsce pojawiła się pogodna twarz spikera Wzgórza Westinghouse.
Nie dość, że Dick przewidział kanały tematyczne, to w tym jednym, niepozornym zdaniu, wymyślił sterowanie gestami - bohater wykonuje ruch ręką, dzięki czemu zmienia kanał (polski tłumacz dał w tym miejscu "pstryknięcie palcami"; pozwoliłem sobie to poprawić). Dick nie wgłębia się w szczegóły techniczne, ale po odrzuceniu różnych możliwości pozostaje jedna opcja - bohater musiał mieć jakiś system w rodzaju systemu Kinect dla kosoli Xbox - systemu kamer i sensorów odczytującego ruchy i gesty użytkownika bez potrzeby stosowania specjalnych znaczników czy kontrolerów. Obsługę za pomocą gestów stosuje się też w nowoczesnych tabletach i laptopach, choć tu wykonuje się je na dotykowym ekranie lub touchpadzie.
Humanoidalne roboty nie były wprawdzie wynalazkiem Dicka, ale stanowiły niezwykle ważny element jego twórczości. Co ciekawe, podchodził do nich z nieufnością, przedstawiając jako "impostorów" udających ludzi, podszywających się, zwykle w niecnym celu, chociaż często nieświadomych. W posłowiu do opowiadania "Ostatni z władców" Dick opisał swoje uczucia względem robotów i androidów. To ciekawe, że mógłbym zaufać robotowi, ale nie androidowi. Prawdopodobnie dlatego, że robot nie próbuje przed nami udawać tego, kim nie jest.
Tymczasem rzeczywistość przegoniła fikcję. Robert Hanson wpadł na pomysł wprost z powieści "Możemy cię zbudować" (której "bohaterem" jest android w kształcie Lincolna) i zbudował Philipa K. Dicka. Dickdroid wystąpił na panelu poświęconym ekranizacji "Przez ciemne zwierciadło", po czym zaginął w grudniu 2005 roku na lotnisku w Las Vegas. Chociaż jego ciało zgodnie z planem dotarło do Los Angeles, to głowa, przewożona w czarnej torbie w bagażu podręcznym Roberta Hansona, zapodziała się podczas nieoczekiwanej przesiadki. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Gregory Whitehead poświęcił jej tajemniczym losom słuchowisko "Przynieście mi głowę Philipa K. Dicka", które w roku 2009 wyemitowało radio BBC. Na początku 2011 roku Dickdroid został odbudowany.
Androidy typu Nexus 6 z powieści "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach" według córki pisarza, Isy Dick, dały imię firmowanemu przez Google telefonowi Nexus One z systemem Android.
Jedną z obsesji Dicka było odróżnienie fałszu od rzeczywistości - na wiele lat przed "Matrixem" eksplorował światy wewnątrz ludzkiego umysłu, rozpadające się sny półmartwych ludzi czy religijne wizje zsyłane przez kosmiczne bóstwa. Stąd też ta niechęć do androidów - robotów, których celem było udawanie ludzi. Koniecznym zatem było, zdaniem Dicka, znalezienie narzędzi pozwalających na odróżnianie człowieka od człekokształtnej maszyny. W literackim pierwowzorze filmu "Bladerunner" (a także w samym filmie) aby wykryć andrody, które nielegalnie przebywały na Ziemi, stosowano specjalne testy empatyczne:
Emocjonalna reakcja robota, który ją tylko udawał, miała być inna niż u człowieka; problemy ze zdaniem testu V-K miały osoby o zaburzeniach psychicznych. Wspomniane wcześniej roboty spamujące sprawiły, że takich narzędzi potrzebujemy w rzeczywistości. Zaporą dla spambotów mają być proste pytania lub prośba o przepisanie słowa z obrazka. Radzą sobie z tym coraz lepiej, zupełnie jak modele androidów Nexus 6. Część ludzi ma zaś problemy z odczytaniem specjalnie pokoślawionych i nieczytelnych literek.