Mam spore obawy przed korzystaniem z usług typu Dropbox czy popularnego przeglądarkowego pakietu biurowego Google Documents. Ściśle mówiąc, mam obawy przed powierzaniem moich danych chmurze. Na poufność danych w chmurze nie mam wielkiego wpływu, podobnie jak na to, że mogą one zniknąć lub że stracę do nich dostęp. Ale chodzi o coś znacznie ważniejszego - o niezwykłą podatność na manipulacje tak przechowywanych i przetwarzanych danych.
Darmowe usługi tak naprawdę nigdy nie są darmowe - w zamian oddajemy część swojej suwerenności oraz udostępniamy usługodawcy sporo informacji o sobie. Umowy na korzystanie z usług dużych serwisów internetowych nie podlegają negocjacjom. Czasem trzeba dokładnie wczytać się w regulamin, żeby zauważyć, że serwis przechowujący zdjęcia zastrzega sobie prawo do użycia ich do celów marketingowych. A zatem pewnego dnia możesz zobaczyć swoje zdjęcie w reklamie albo, co ciekawsze, reklamę na własnym zdjęciu lub w nakręconym przez siebie filmie.
Google Maps standardowo wymazuje ze swoich zdjęć twarze przechodniów. Montowanie reklam w transmitowanych na żywo meczach piłkarskich też nie jest problemem. Współczesne kino wręcz nie potrafi się obejść bez zaawansowanej manipulacji obrazem. W większości hollywoodzkich filmów science fiction sto procent materiału jest w mniejszym lub większym stopniu przetwarzane komputerowo. Zgadzamy się na to, bo taki film jest atrakcyjniejszy. Tą samą metodą do filmu trafia product placement. Często dopisywane są całe sceny, by lepiej wypromować produkt lub markę. A skoro istnieją odpowiednie narzędzia i ktoś ma interes, by po nie sięgnąć, to pozostaje kwestią czasu, aż reklamy trafią do przechowywanych na darmowych serwerach zdjęć i rodzinnych filmów.
Jeżeli darmowy serwer pocztowy dodaje reklamę do treści e-maila, to mogę sobie wyobrazić, że darmowy serwis zdjęć i filmów będzie wkrótce umieszczał dyskretne reklamy na zdjęciu rodzinnym sprzed 20 lat albo zamieni butelki pepsi na coca-colę w filmie z pierwszej komunii. Może też podmieni nam markę samochodu na zdjęciach z wycieczki do Bułgarii albo... samą Bułgarię na, przykładowo, Grecję. Brzmi nierealnie? Być może, skoro realizowane dziś pomysły speców od reklamy jeszcze kilka, kilkanaście lat temu ocierały się o science fiction.
Idąc tym tropem, musimy dojść do wniosku, że na reklamach się nie skończy. Jest wiele ruchów społecznych i politycznych, które chcą zmieniać świat. Pomysł cyfrowego usuwania ze starych filmów scen palenia papierosów nie wszedł w życie tylko dlatego, że oponenci okazali się za silni. A tymczasem z niektórych wersji filmów potrafią zniknąć po cichu konkretne sceny - najczęściej "rozbierane". Dlaczego? Bo ktoś uznał je za niemoralne. Czemu to samo nie miałoby spotkać rodzinnych filmów i zdjęć?
Prawdę mówiąc, to już się dzieje. Zmienia się pojęcie prywatności, zaciera się bowiem granica między archiwizowaniem a publikacją. Serwisy z filmami video usuwają filmy naruszające prawo autorskie lub zawierające erotykę. Jeśli więc ktoś wpadnie na pomysł przeniesienia do sieci swoich filmów z dzieciństwa, nie dość, że może stracić nagrania, na których jako trzylatek pląsa nago po bałtyckiej plaży, to jeszcze oberwie paragrafem za szerzenie dziecięcej pornografii.
Dane te z pewnością będą przeczesywane przez właściciela serwisu, boty służb bezpieczeństwa, a może się zdarzyć, że i przez programy szpiegowskie. Informacje będą kontrolowane i modyfikowane bez naszej zgody. Znikną lub zostaną zamaskowane przedmioty podobne do broni, papierosy, symbole uznane za niepoprawne politycznie et cetera .
Wydaje się więc, że najrozsądniej byłoby nie pozbywać się materialnych nośników. Tylko czy to możliwe? Można wzbraniać się przed posiadaniem wirtualnych pieniędzy, ale bez karty kredytowej nie uda się na przykład wypożyczyć samochodu, kupić biletu lotniczego ani zarezerwować pokoju w hotelu. Z przechowywaniem danych może być podobnie. Za kilka lat prawdopodobnie nie będziemy mieli wyboru, bo albo urządzenia osobiste nie będą miały własnej pamięci masowej, albo synchronizacja z chmurą będzie się odbywała bez naszej wiedzy. W obu przypadkach wyjdzie na jedno - stracimy kontrolę nad naszymi danymi, a co się z tym wiąże - prywatność.
Pamięć ludzka jest zawodna. Być może pamięć cyfrowa wkrótce jej dorówna.
Rafał Kosik pisze prozę science fiction. Opublikował liczne opowiadania, powieści Mars (2003), Vertical (2006), Kameleon (2008) oraz osiem tomów bestsellerowej serii dla młodzieży "Felix, Net i Nika". Laureat literackich nagród: im. Janusza A. Zajdla, SFINKS, Nautilus, Literackiej Nagrody im. Jerzego Żuławskiego oraz Książki Roku Polskiej Sekcji IBBY i Małego Donga. Tworzy również scenariusze filmowe. Pisze bloga: rafalkosik.com .