Problemy z ogonkami

Przyznaj się - nie kupisz laptopa z polską klawiaturą, prawda?

Pogodziliśmy się z tym, że klawiatura mająca klawisze z polskimi znakami istnieje już tylko na zakurzonych kartach polskich norm. Chyba wszyscy używamy w pecetach klawiatury amerykańskiej, a polskie znaki wprowadzamy z prawym altem. Co za tym idzie? Mniejsza wygoda i prędkość pisania oraz dodatkowe błędy. Czy jest sposób, żeby to zmienić? Wygląda na to, że nie.

Piszących po polsku czy czesku jest za mało, by producenci wszelakich urządzeń zawracali sobie głowę tworzeniem specjalnych wersji na tak małe rynki. Klawiatura QWERTY to model lepszy lub gorszy, ale powszechny. Pod koniec XIX wieku opracował go Christopher Latham Sholes, by zminimalizować ryzyko zakleszczenia się leżących blisko siebie czcionek w maszynie do pisania. I choć od dawna nie używa się takich maszyn i wymyślono wiele lepszych układów, QWERTY ma się doskonale. Ma to oczywiście sporą zaletę - będziemy potrafili pisać na klawiaturze w większości krajów zachodnich, nawet jeśli kilka klawiszy będzie "nie na swoim miejscu".

O ile w pełnowymiarowych klawiaturach i nieco mniejszych klawiaturach laptopów i netbooków wciskanie kciukiem altu jest niedogodnością do wytrzymania, o tyle w urządzeniach kieszonkowych problem staje się poważniejszy, bo tam zmiany zachodzą częściej. Co więcej, sporo producentów nie stara się nawet ułatwić nam życia - przecież i tak kupimy, co nam podsuną.

Moim pierwszym urządzeniem, które można by nazwać komputerem kieszonkowym, był notes elektroniczny Casio. Miał wygodną klawiaturę fizyczną, ale nie istniał żaden sposób, by wpisać "ą", "ć" czy "ź". Potem pojawił się Palm z systemem rozpoznawania pisma odręcznego Graffiti. Rozwiązanie było rewelacyjne w swej prostocie. Algorytmy rozpoznawania pisma odręcznego były znane i stosowane od dawna, choćby w kosztującym majątek Apple'owskim Newtonie, jednak dopiero w Palmie sposób wprowadzania znaków okazał się bardzo łatwy do opanowania dla przeciętnego użytkownika. O ile ten nie próbował pisać po polsku.

Wprawdzie można było wprowadzać polskie litery, ale w sposób uniemożliwiający szybkie pisanie - znak należało wybrać z tablicy, na której znajdowały się również znaki z innych alfabetów. Rozwiązaniem okazały się programy takie jak Bocian III - polska nakładka na Graffiti stworzona przez niezależnego programistę. Dopiero Bocian III dawał możliwość szybkiego pisania po polsku metodą całkowicie bezwzrokową. Zdarzało mi się robić na Palmie notatki w kinie bez włączania podświetlenia, a do tego niemal bezbłędnie. Klawiatura ekranowa, owszem, była, ale jako dodatek, pomoc dla początkujących.

Palm OS szybko przepadł w konkurencji z Windows Mobile. System Microsoftu umożliwiał wprawdzie rozpoznawanie pisma, ale działało to znacznie gorzej niż u poprzednika, a o polskich "ogonkach" znów nie było co marzyć. Podstawową metodą pisania w WM stało się stukanie rysikiem w miniaturową klawiaturę wirtualną. Problem wprowadzania polskich liter znów został rozwiązany byle jak, poprzez wybieranie znaków z tablicy w kształcie klawiatury. Było to niezwykle irytujące podczas wpisywania dłuższego tekstu.

Ponieważ zdarzało mi się pisać obszerne teksty na PDA, musiałem znaleźć lepszy sposób. Rozwiązaniem okazał się znów program stworzony przez niezależnego programistę. PocketOgonek pozwalał wprowadzać polskie znaki poprzez stuknięcie w znak łaciński i przeciągnięcie rysikiem na ukos. Nie spowalniało to więc pisania. Co więcej, program ten usprawniał również wprowadzanie wielkich liter łacińskich.

Ta metoda wpisywania polskich znaków, podobnie jak idea rozpoznawania pisma, straciła rację bytu wraz z odejściem do lamusa rysików. Ekrany pojemnościowe obsługuje się kciukami, a to zdecydowanie zmniejsza precyzję. Znów więc jesteśmy skazani na klawiatury systemowe i czy to w Windowsie, czy w iPhonie - wybieranie polskiej litery z otwieranej listy. Producenci nie zadali sobie trudu, by ustawić polskie znaki na początku tej listy, a nie za znakami niemieckimi, francuskimi czy hiszpańskimi.

Postęp dla reszty świata dla nas może być krokiem w tył. Przeprowadziłem prosty test. Ze stoperem w ręku wpisałem kilka angielskich zdań na smartfonie z ekranem pojemnościowym, a potem rysikiem na starym PDA. Wyraźnie mniej czasu zajęło to na nowszym urządzeniu. Jednak w przypadku zdań polskich stary PDA okazał się ponad dwa razy szybszy!

Historia zatacza koło i znów popularność zyskują urządzenia z klawiaturami fizycznymi QWERTY, na których znaki diakrytyczne wprowadza się zwykle łatwo i nie spowalnia to aż tak pisania (co ciekawe, wszystkie klawiatury, z którymi miałem ostatnio do czynienia, były mniej wygodne od tej starej z notesu Casio). Tak jednak nie będzie zawsze, bo z pewnością wkrótce pojawią się kolejne pomysły na wygodne wprowadzanie tekstu. Oczywiście o ile nie będzie on w języku polskim.

Problem ze znakami diakrytycznymi będzie wracał i wciąż nas zaskakiwał. Niedawno przypomniał mi o sobie, gdy próbowałem użyć PDA i klawiatury bluetooth Freedom Universal Keyboard. Zestaw działa doskonale. Jeśli tylko nie próbuję pisać po polsku.

Jest kilka przyczyn takiej sytuacji. W przeciwieństwie do Niemców czy Francuzów nie jesteśmy tak bogatym narodem, by pieniędzmi skłonić producentów do pochylenia się nad problemem. Nie wykazujemy też chęci, by zrobić coś we własnym zakresie - choćby wymusić porządne spolonizowanie klawiatury. Z drugiej strony sami nie kupilibyśmy laptopa z polską klawiaturą, bo... nie potrafilibyśmy na nim pisać. Często wręcz rezygnujemy z używania "ogonków", zamiast poszukać prostego rozwiązania. A jeśli nie szanujemy się sami, trudno oczekiwać szacunku od innych.

Rafał Kosik pisze prozę science fiction. Opublikował liczne opowiadania, powieści Mars (2003), Vertical (2006), Kameleon (2008) oraz osiem tomów bestsellerowej serii dla młodzieży "Felix, Net i Nika". Laureat literackich nagród: im. Janusza A. Zajdla, SFINKS, Nautilus, Literackiej Nagrody im. Jerzego Żuławskiego oraz Książki Roku Polskiej Sekcji IBBY i Małego Donga. Tworzy również scenariusze filmowe. Pisze bloga:  rafalkosik.com .

Więcej o: