Chociaż szef Starbucksa, Howard Schultz, bardzo lubi opowiadać o tym, że na pomysł swojego biznesu wpadł zainspirowany podróżą do Włoch i włoską kawą, nie trudno zauważyć, że serwowane tam napoje z włoską kawą nie mają wiele wspólnego.
Nie chodzi tylko o syropy, bitą śmietanę, czy słynne sojowe mleko, które napoje zawierają, ale także o to, kto i po co je pije. Włoskie espresso, małe i intensywne, podawane z wodą, pije się szybko w ciągu dnia, lub rano, żeby pobudzić umysł w czasie upałów i ruszyć do pracy lub na miasto. W Starbucksie ludzie spotykają się na pogaduszki, albo przychodzą posiedzieć dłużej, czytają, pracują. Jednym słowem kawę z Włoch i ze Starbucksa dzieli wszystko - to, co spożywamy, po co spożywamy i jak.
Swoją pierwszą kawiarnię Starbucks zamierza otworzyć na początku 2017 roku w Mediolanie. W ślad za nią mają iść kolejne, w innych włoskich miastach. Swoje plany właściciele sieci zdradzili w ubiegłą niedzielę.
Czy Starbucks ma więc szansę na podbicie włoskich podniebień? Z jednej strony kawa z sieci może być dla Włochów profanacją. Z drugiej - na pewno nie będzie konkurować z typowymi włoskimi kawiarenkami, bo będzie po prostu innym produktem.
Ale Howard Schultz zapowiada, że włoski rynek ma zamiar podbić specjalnie przygotowaną mieszanką kawy, a na włoskich smakoszy będą też czekać specjalne, stojące stoliki. Tak właśnie kawę piją Włosi - szybko i na stojąco.
Z drugiej strony to, co może przyciągnąć klientów, a zwłaszcza turystów, to fakt, że włoskie kawiarnie za miejsca siedzące pobierają dodatkową opłatę a Starbucks nie. Dodatkowo sieć oferuje darmowe Wi-Fi, dłuższe godziny otwarcia i kawę, którą turyści znają ze swojego własnego kraju.