Warto słuchać (czasem) analityków Goldmana Sachsa, jednego z największych banków inwestycyjnych świata. Pod koniec listopada napisali, że w 2016 roku rubel będzie jedną z najsilniej umacniających się walut świata – doradzali jego zakup, podobnie jak amerykańskiego dolara i meksykańskiego peso. Kto ich posłuchał – koniecznie z pewnym opóźnieniem – ten dzisiaj może się cieszyć zdecydowanie ponadprzeciętnym zyskiem. W połowie stycznia za jednego dolara trzeba było zapłacić nawet nieco ponad 85 rubli. Dzisiaj już tylko 67 rubli. W trzy miesiące rosyjska waluta umocniła się zatem o ponad 20 procent.
Wspomniana już spółka Landesbank Berlin Investment inwestuje w 64 waluty świata. Od początku roku znacząco zwiększyła zakupy rubla – stanowi już 4 proc. wartości jej portfela inwestycyjnego, rok temu był to tylko 1 procent. Duże ilości rubli kupował też ostatnio duży i znany amerykański fundusz Stone Harbor Investment Partners. – Myślimy, że do końca roku Rosja będzie atrakcyjna. Ceny ropy naftowej odbiły się już od dna i wierzymy przy tym, że banki centralne poradzą sobie z inflacją – mówił Stuart Sclater-Booth, jeden z managerów Stone Harbor Investment Partners dziennikarzowi Bloomberga, tak na marginesie to wcześniej był on wieloletnim zarządzającym w banku Goldman Sachs.
PKB Rosji kurczy się co kwartał od końca marca ubiegłego roku. I zakłada się, że tak będzie co najmniej do początku przyszłego roku. Zachodnie sankcje na Rosję cały czas obowiązują. Konflikt z Ukrainą nie został rozwiązany. Bank Światowy prognozuje, że w tym roku PKB Rosji spadnie o 1,9 proc. A mimo to od trzech miesięcy rubel drożeje.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Rosja jest największym na świecie eksporterem energii. Sprzedaje praktycznie wszystkie popularne jej nośniki: gaz, ropę naftową, również węgiel. Dochody jej budżetu oraz kurs rubla są ściśle powiązane z ceną ropy naftowej. A ta ostatnio drożeje. Od połowy stycznia – kurs ropy odbił się od dna i ruszył w górę. Praktycznie natychmiast wraz z tym wzrostem cen ropy zaczął się umacniać rubel.
Jednak relacja pomiędzy kursem rubla i ropy naftowej nie jest prostym przełożeniem jeden do jeden. Do tej pory, od połowy stycznia, ropa Brent podrożała aż o ponad 40 proc. Wzrost wartości rubla w tym czasie był mniej więcej o połowę mniejszy. Zdaniem menedżerów funduszy kupujących teraz rosyjską walutę tak duża różnica jest anomalią – musi się zmniejszyć. Jeżeli tak się stanie, sporo na tym zarobią.
Specjaliści od rynku ropy są ostrożni. W potężne wzrosty jej ceny raczej nikt nie wierzy. Świat – w tym Chiny – walczy ze spowolnieniem, Iran wchodzi na rynek ropy, kraje OPEC jak na razie nie mogą się dogadać odnośnie obniżenia produkcji.
Z drugiej jednak strony w ubiegłym tygodniu Amerykanie zanotowali największy od ponad 80 lat spadek rezerw ropy. Być może też 17 kwietnia na szczycie OPEC i producentów spoza OPEC w Doha uda się osiągnąć jakieś porozumienie dotyczące wielkości wydobycia ropy naftowej.
- Nie da się wykluczyć powrotu do ostatnich maksimów, jednak – jak zaznaczyliśmy w opublikowanej w ubiegłym tygodniu kwartalnej prognozie - prognozowany przedział w drugim kwartale nie ulega zmianie w porównaniu z pierwszym kwartałem, tj. pozostaje na poziomie 35-40 dol. za baryłkę, natomiast ryzyko spadkowe już nie występuje – napisał w poniedziałek rano Ole Hansen, szef działu strategii rynków towarowych z Saxo Banku.
Kupujemy rubla?
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"