Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieście wydał 29 kwietnia wyrok, który może otworzyć nową kartę w prawnych bataliach między frankowiczami a bankami. Sprawa dotyczyła klauzuli waloryzacyjnej w umowie kredytowej frankowicza. Zapis określał sposób wyliczania rat i wysokości zadłużenia, a konkretnie to, że mBank może arbitralnie ustalać służący do tego kurs franka szwajcarskiego. Sprawa była o tyle jasna, że tę klauzulę już ponad 5 lat temu za niedozwoloną uznał Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Warszawski sąd zawyrokował, że umowę kredytową powoda należy czytać z pominięciem błędnej klauzuli, a cała reszta ma pozostać bez zmian. To z kolei doprowadziło do oczywistego, acz ciekawego wniosku. Otóż kredyt ten należy traktować jako złotowy, bez przeliczania czegokolwiek na franki, ale do wyliczania odsetek i rat powinno stosować się oprocentowanie zapisane w umowie, czyli jak dla kredytu frankowego. Prawnicy dokonali przeliczenia wszystkich rat wstecz według tej metodologii i okazało się, że przez 10 lat (kredyt jest z 2006 r.) frankowicz zapłacił o ok. 19 tys. zł za dużo. Te pieniądze, wyrokiem sądu, mBank powinien zwrócić. Oczywiście kolejne raty bank powinien już naliczać zgodnie z orzeczeniem.
Takie rozwiązanie to absolutnie najlepsze, co może spotkać frankowicza. Jednoczesne „odwalutowanie” (czyli ucieczka od ryzyka kursowego), pozostanie przy atrakcyjnym oprocentowaniu kredytu i jeszcze rekompensata finansowa od banku.
Wyrok jest nieprawomocny, ale obudził olbrzymie nadzieje wśród frankowiczów i reprezentujących ich prawników. - Liczymy, że ta linia argumentacyjna będzie się pojawiała w orzecznictwie coraz częściej - mówi mec. Krzysztof Woronowicz z Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy, która reprezentowała frankowicza. Ta sama kancelaria prowadzi również pozew zbiorowy blisko 5 tys. frankowiczów z Banku Millennium. W ich umowach także występowały niedozwolone klauzule.
Inne banki udzielające kredytów walutowych także korzystały z własnych tabel kursowych. Jeśli takich rozstrzygnięć będzie więcej, a na to się zanosi, zawiedzone mogą poczuć się osoby z kredytami w złotych. One, często nie chcąc podejmować ryzyka kursowego i kierując się złotą zasadą "zadłużaj się w tej walucie, w której zarabiasz", brały droższe kredyty w złotych. Teraz "byli frankowicze" będą mieli znacznie lepsze warunki od nich.
Żeby nie być gołosłownym, pokażmy przykład. Niech będzie to kredyt na 30 lat na 300 tys. zł z sierpnia 2008 r. Wtedy kurs franka był najniższy w historii, a boom na zobowiązania w tej walucie największy. Frankowicz do tej pory zapłacił jakieś 170 tys. zł. Jego dzisiejsza rata to ok. 1 950 zł. Gdyby przyjąć założenia z wyroku warszawskiego sądu i przeliczyć wszystkie raty wstecz to okazałoby się, że bank powinien zwrócić frankowiczowi ponad 70 tys. zł i obniżyć ratę... do ok. 960 zł. Jednocześnie zadłużenie kredytobiorcy spadłoby z ok. 470 tys. zł do ok. 235 tys. zł. Tymczasem gdyby klient w sierpniu 2008 od razu zaciągnął kredyt w złotych (oczywiście przy wyższym oprocentowaniu marża+WIBOR 3M), to dziś jego rata wynosiłaby ok. 1 350 zł, zadłużenie ok. 258 tys. zł, a suma spłaconych rat ok. 155 tys. zł.
Oczywiście żadna w tym wina sądów ani frankowiczów. Jak tłumaczy mec. Krzysztof Woronowicz z Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy, Kodeks cywilny nie pozostawia tu wyboru. Jeśli jakieś postanowienie umowy kredytowej jest niedozwolone, to nie wiąże ono konsumenta, natomiast w pozostałym zakresie umowa obowiązuje bez zmian.
Wymiar sprawiedliwości nie mógłby więc nawet próbować nanosić zmian do umowy między bankiem a frankowiczem tak, aby ten nie był uprzywilejowany wobec „złotówkowiczów”. - Nie widzę powodu, żeby to miała być podstawa oddalenia roszczenia kredytobiorcy frankowego - podkreśla mec. Woronowicz. - Różnice w racie to argumenty pozaprawne i nie można na ich podstawie odbierać poszkodowanym frankowiczom ich praw do dochodzenia roszczeń - dodaje.
Jeśli utrzyma się linia orzecznictwa nakazująca traktowanie kredytów frankowych jak złotowych z jednoczesnym utrzymaniem niższego oprocentowania, wkrótce sytuacja może odwrócić się o 180 stopni. Politycy zamiast obłaskawiać posiadaczy kredytów we frankach, będą musieli okiełznać sfrustrowanych „złotówkowiczów”.