Zacznijmy od bubli, bo tu jest znacznie łatwiej. Lista kandydatów do miana podatkowego bubla 2016 roku właściwie nie ma końca.
Zasługuje na pierwsze miejsce z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że wyższy VAT, z podstawową jego stawką podniesioną 22 do 23 proc., mieliśmy płacić przez trzy lata, licząc od 2011 r. Potem było przedłużenie o kolejne trzy lata. Rok 2017 jest już siódmym z wyższym VAT. I nie ostatnim. PO-PSL tłumaczyły podwyżkę światowym kryzysem gospodarczym. PiS potrzebuje pieniędzy na realizację obietnic wyborczych. Przede wszystkim dodatków na dzieci z programu 500+. Ktoś policzył, że gdyby nie te dodatki, to potrzebne na nie 23 mld zł, można by przeznaczyć na przykład na… obniżkę VAT. Wtedy jego stawka podstawowa mogłaby spaść do 19 proc. I wszyscy byśmy na tym sporo zyskali, bo mniej płacilibyśmy za towary i usługi. Inny pomysł to obniżka stawki podatku od dochodów osobistych (PIT) do 10 proc. Dostawalibyśmy dzięki temu wyższe pensje. No albo mniej kosztowalibyśmy pracodawców. To jednak dyskusja o sensowności programu 500+, na inną okazję.
Pewnie nikogo nie trzeba przekonywać, że niższy VAT, już ten 22-proc., byłby korzystny dla całej gospodaRki. A w kieszeniach konsumentów zostałoby jakieś 6 mld zł, bo tyle rocznie płacimy więcej w sklepach i punktach usługowych, po jego podniesieniu do 23 proc.
Ile jeszcze potrwa przejściowe podniesienie stawek tego podatku? Nie wiadomo. Premier Beata Szydło przebąkuje coś o możliwej obniżce od przyszłego roku, ale szanse są niewielkie. Niema na pewno za to utrzymanie wyższego VAT za rok znów będzie kandydowało do tytułu podatkowego bubla roku.
To też bubel? No niestety częściowo tak. I to potężny. Ręka do góry, kto wie, jaka kwota wolna od podatku przysługuje mu w tym roku? Niewiele tych rąk. Bo część z nas będzie miało kwotę wyższą, część taką jak dotąd, część niższą, a część wcale jej nie będzie miała. I bądź tu mądry. Za rok, przy rozliczaniu PIT czeka nas potężny bałagan. I zgrzytanie zębów u tych podatników, którzy z powodu zmiany zasad naliczania kwoty wolnej, będą musieli fiskusowi dopłacać przy rozliczeniu.
Pracodawcy, którzy co miesiąc w naszych zaliczkach muszą już uwzględniać nową kwotę wolną, na własnej skórze ćwiczą już „dobrodziejstwo” tej zmiany.
To zmiana, która dopiero zacznie obowiązywać. Ale rząd wyszedł z nią w zeszłym roku, stąd jej obecność w zestawieniu. W zamyśle projektodawców tak surowa kara ma odstraszać oszustów od wyłudzeń VAT na dużą skalę. Eksperci podatkowi pomysł jednak krytykują. Ich zdaniem zrównanie kar za oszustwa podatkowe i za morderstwa ze szczególnym okrucieństwem, to jednak przesada. I raczej przyznanie się państwa do bezsilności w walce z wyłudzeniami VAT. Ich zdaniem w zupełności wystarczyłyby kary kilku lat więzienia, takie jak obowiązywały dotąd, bo liczy się nie tyle drastyczna ich wysokość, co nieuchronność. A to z nią jest u nas kłopot. Fiskus, jeśli nawet zdoła złapać przestępców podatkowych, ma często kłopot z udowodnieniem im winy w sądzie. A nawet, jeśli mu się to uda, zasądzane kary są z reguły niskie. I to tu są potrzebne zmiany. Fiskus musi być lepiej przygotowany do batalii sądowych, a sędziowie muszą mieć świadomość, że wyłudzenia VAT, to potężny problem dla funkcjonowania państwa.
To rozwiązanie przywrócone do ustawy o podatku od towarów i usług. Przed laty było i wpędziło w poważne tarapaty finansowe wiele firm. Bo nie dość, że trzeba było zapłacić zaległy podatek, to dodatkowo dochodziła do tego jeszcze 30-proc. sankcja. Teraz na fali walki z wyłudzeniami VAT sankcja powraca. Bo, jak tłumaczy rząd, podatnicy przestali się bać fiskusa. Problem w tym, że sankcja dotknie i tych, którzy zaniżyli podatek, bo chcieli oszukać państwo, i tych, którzy po prostu pomylili się przy rozliczeniu. Tych drugich jest pewnie więcej. Teraz to będą bardzo dotkliwe pomyłki.
Też dziwny bubel. Bo przecież i hit równocześnie. Bubel, bo dotyczy tylko części firm. Małych, ale tylko tych, które płacą podatek dochodowy od osób prawnych, czyli CIT. Tych jest jakieś 400 tys. Małe firmy, które w różnych formach płacą PIT, jest kilka razy więcej. One zostały ze stawkami podatkowymi 18 i 32 proc, albo liniową 19- proc. Dodatkowe zróżnicowanie wysokości obciążeń podatkowych zaburza warunki konkurencji na rynku. Zdaniem ekspertów podatkowych, choć przepisy mają przed tym zabezpieczać, może też zachęcać część firm do kombinowania i prób, przejścia z PIT na CIT.
To pierwsza piątka. Ale kandydatur jest znacznie więcej. Choćby podatek bankowy, który miał być neutralny dla klientów, ale oczywiście został na nich przerzucony. Albo podatek od handlu, który rząd tworzył miesiącami, straszył nim przedsiębiorców, w końcu wprowadził, ale po interwencji UE musiał uchylić. Mimo to dalej marzy o dołożeniu nim sklepikarzom, zwłaszcza tym dużym, ale nie potrafi tego zrobić. Jest też niekorzystna dla podatników zmiana zasad wydawania interpretacji podatkowych, które mają ich zabezpieczać przed zmianami zdania przez fiskusa i skutkami działania nieprecyzyjnych i niejasnych przepisów. Teraz ta ochrona będzie mniejsza. Do tego trzeba też dołączyć zmiany zasad kontroli podatników. Fiskus będzie mógł to robić zawsze i wszędzie, bez uprzedzenia. Będzie mógł przewlekać kontrole w nieskończoność. I mnożyć je bez końca. To cofa nas w podejściu do podatnika o wiele lat.
Tu zupełnie inaczej niż przy bublach. Nie wiadomo co wybrać. Bo nawet jeśli coś w zamyśle było dobre, ma też najczęściej drugie dno, które sprawia, że jest jednocześnie hitem i bublem.
Pozwoli firmom wrzucać w koszty więcej wydatków na ten cel. Będzie rosnąć z roku na rok. I ma skutecznie popchnąć firmy do przeznaczania pieniędzy na inwestycje rozwojowe. To korzystne dla całej gospodarki. Niestety firmy doradcze alarmują, że firmy niewiele wiedzą o nowej uldze.
Mieliśmy najniższą w krajach UE, które to rozwiązanie stosowały. Niskość kwoty wolnej wytknął nawet Trybunał Konstytucyjny. Bo kwota wolna była niższa od minimum egzystencji. PiS i Andrzej Duda w kampaniach wyborczych obiecywali natychmiastową podwyżkę kwoty wolnej z 3091 zł do 8000 zł rocznie. Nic z tego nie wyszło w 2016 r. W 2017 zmiana jest. Ale wyższą kwotę wolną będą miały jedynie osoby z bardzo bardzo niskimi zarobkami. Zyskają jednak niewiele. Kilka, kilkadziesiąt złotych miesięcznie.
Tego tłumaczyć nie trzeba. Niższa stawka, to korzyść dla firm, które ją płacą. Zostwje im więcej pieniędzy, które będą mogły wydać na przykład na inwestycje, badania czy rozwój.
Hit. Ale dlatego, że ciągle go nie ma.
Rząd od bodaj roku zapowiada różne pakiety korzyści dla firm. Ma być konstytucja dla biznesu. Niestety, w porównaniu z nowymi rozwiązaniami represyjnymi, to tyle co nic. Drobiazgi. Co więcej w większości ciągle w sferze obietnic.
A co o tym myślą czytelnicy? Macie swoje kandydatury do miana podatkowego hita i bubla?