Powód tej decyzji jest bardzo prozaiczny. W Japonii brakuje… ziemniaków. Produkowane są głównie na wyspie Hokkaido, którą w ubiegłym roku nawiedziła rekordowa liczba tajfunów połączonych z ulewnymi deszczami. Zniszczyły znaczną część upraw ziemniaków.
Podstawowego składnika do produkcji chipsów nie mogą kupić również konkurenci Calbee. W efekcie np. spółka Koike-ya Inc. wstrzymała sprzedaż dziewięciu rodzajów chipsów.
W piątek na aukcjach internetowych w Japonii za paczkę popularnych chipsów ziemniaczanych o smaku pizzy trzeba było więc zapłacić 1250 jenów (ok. 12 dol.). A zwykle ich opakowanie kosztowało mniej niż 200 jenów.
Problemu nie da się szybko rozwiązać. Japonia ma bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące importu produktów rolniczych. Wysokie cła wwozowe i kontyngenty chronią tamtejszy rynek rolny. Producenci chipsów sugerują, by choć na chwilę te przepisy złagodzić.
Zwłaszcza, że ziemniaki nie są wykorzystywane wyłącznie do produkcji chipsów i ich brak może również zacząć być odczuwalny w innych sektorach całego rynku spożywczego i gastronomicznego.
Japończycy nie są przy tym specjalnie zaskoczeni całą tą sytuacją. Wcześniej różnego rodzaju nieurodzaje doprowadzały do podobnych braków na rynku. W nieodległej przeszłości w całej Japonii był np. kłopot z kupnem masła z powodu spadającej liczby krów mlecznych. Niedoborów mleka nie można było przy tym, podobnie jak w wypadku chipsów, uzupełnić prostym importem mleka z zagranicy.