- Przestrzegamy potencjalnych klientów przed podpisywaniem umów, w których warunkiem pożyczki od osoby fizycznej czy jakiejś firmy jest ustanowienie zabezpieczenia związanego z nieruchomością – mówi Agnieszka Wachnicka, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Bankowo-Kapitałowego w Biurze Rzecznika Finansowego.
Choć zgodnie z ustawą o kredycie hipotecznym, która weszła w życie 22 lipca br., tylko banki i SKOK-i mogą zabezpieczać udzielane kredyty i pożyczki hipoteką na nieruchomości klienta, to problem z rynku nie zniknie. Dlaczego?
- Z naszej praktyki widzimy, że tego typu „pożyczki” nie są zabezpieczone wpisem do hipoteki, ale przez przeniesienie praw własności do mieszkania. Czasem jest to umowa, w której w przypadku braku spłaty pożyczkodawca przejmuje mieszkanie. W innych wypadkach jest to po prostu umowa kupna-sprzedaży nieruchomości, z prawem odkupu przez pożyczającego po określonym czasie – wyjaśnia Agnieszka Wachnicka. Takie umowy nie są więc typowymi umowami pożyczki czy kredytu.
Jeśli więc udzielając pożyczki dana osoba czy spółka wymaga wizyty u notariusza w celu przeniesienia własności mieszkania, powinna zapalić się czerwona lampka. Niestety, zwykle z takich „ofert” korzystają osoby, które już wpadły w spiralę zadłużenia i rozwiązania szukają desperacko.
- W większości przypadków te osoby padły ofiarą przestępstwa - mówi Wachnicka o osobach, które proszą Rzecznika Finansowego o pomoc w odzyskaniu mieszkania. I dodaje: - Notariusz powinien zwrócić uwagę na treść umowy, przede wszystkim na zapisy dotyczące zupełnie nieadekwatnej do rynkowej ceny, za jaką sprzedawana jest nieruchomość, jak również bardzo wysokiej ceny, za którą możliwe będzie jej odkupienie przez dotychczasowego właściciela. Niestety część notariuszy zaniedbuje ten obowiązek – mówi Wachnicka.
***