Polacy coraz chętniej kupują mieszkania, a te zaczęły nieznacznie drożeć. W tym roku, w największych sześciu polskich miastach może zostać sprzedanych nawet 72 tys. lokali - prognozuje firma doradcza REAS. To rekordowy wynik, lepszy od ubiegłorocznego aż o 10 tys.
Tak duży popyt zaczyna powoli dobijać się na cenach, które powoli, ale jednak zaczynają rosnąć. – Wynika to ze wzrostu cen gruntów i chęci realizowania przez deweloperów wyższej marży przy niesłabnącym popycie – tłumaczy Katarzyna Kuniewicz z REAS.
- Na rynku deweloperskim mamy największy boom w historii. Większy nawet niż w latach 2006-2007 (z zastrzeżeniem, że wówczas mocno rosły ceny, a tym razem głównie wolumeny) - zauważa w komentarzu prezes Quercus TFI Sebastian Buczek.
- Już kilka kwartałów temu zastanawialiśmy się czy i kiedy hossa deweloperska będzie się miała ku końcowi. Wydawało się, że wolumeny sprzedawanych mieszkań były bardzo wysokie. A tu doskonałej passy ciąg dalszy. W III kwartale br. 17 giełdowych deweloperów sprzedało łącznie ponad 7 tys. mieszkań, czyli o 25 proc. więcej niż przed rokiem - dodaje Buczek.
Dużą sprzedaż mieszkań na największych lokalnych rynkach w Polsce eksperci REAS łączą przede wszystkim z zakupami realizowanymi w celach inwestycyjnych – w tym pod wynajem. Polacy chętniej inwestują w nieruchomości w czasach, gdy z powodu niskich stóp procentowych, oprocentowanie depozytów w bankach jest niemal symboliczne.
W II kw. 2017 r. ceny polskich mieszkań wzrosły o 4,6 proc. w porównaniu do zeszłego roku. Podobny trend można jednak zauważyć w całej UE. Europejski Bank Centralny od ponad dwóch lat utrzymuje cenę kredytu "na zerze", skutkiem czego ceny rosną prawie we wszystkich krajach. W Czechach, Irlandii i na Litwie wzrost przekracza 10 proc., a ujemny wskaźnik zanotowano tylko we Włoszech.
Mogłoby się wydawać, że powyższe wiadomości powinny cieszyć zarówno właścicieli, jak i inwestorów. Analitycy obawiają się jednak, że może powtórzyć się sytuacja z kryzysu finansowego sprzed 10 lat. Wówczas kredyty hipoteczne udzielane osobom o niewystarczających dochodach (ang. subprime) doprowadziły do mocnego wzrostu cen, pęknięcia bańki i załamania się rynku.
Pomimo tych obaw polski rynek wykazuje jeszcze potencjał do rozwoju.
– Jeśli silny popyt utrzyma się, możemy się doczekać kolejnej fazy mieszkaniowej hossy – wyraźniejszego wzrostu cen nowych lokali i dołączyć do innych krajów (np. Niemcy, Czechy), gdzie taki proces ma miejsce od dłuższego czasu – komentuje Sebastian Buczek. – Wzrost płac ma duże przełożenie nie tylko na wzrost konsumpcji, ale także na popyt na mieszkania. Dobra passa giełdowych deweloperów może zatem jeszcze potrwać.