Windykator długów GetBack należy do funduszu Abris Investments, który ma w nim 60 procent akcji. Fundusz wraz z mniejszymi akcjonariuszami przegłosowali na walnym zgromadzeniu spółki decyzję o podniesieniu kapitału spółki o kwotę, która może sięgnąć nawet pół miliarda złotych.
Nie wiadomo jeszcze, czy o zastrzyk świeżego kapitału zostaną poproszeni nowi inwestorzy, czy może ci, którzy już są zaangażowani w spółce. Rada Nadzorcza GetBack odwołała dotychczasowego prezesa, a szef Rady Kenneth William Maynard powiedział, że liczy na dokapitalizowanie spółki jak najszybciej. Maynard od dzisiaj pełni w GetBack także rolę tymczasowego prezesa.
Gdyby spółce faktycznie udało się zdobyć pół miliarda złotych świeżego kapitału, wtedy jej sytuacja finansowa znacząco by się poprawiła. Sęk w tym, że GetBack w ostatnich tygodniach kompletnie stracił wiarygodność na rynku, więc teraz może być problem ze znalezieniem chętnych do zainwestowania w spółkę własnych pieniędzy.
Tego jak wygląda sytuacja finansowa spółki dzisiaj nie wiadomo, bo GetBack nadal nie opublikował raportu finansowego za 2017 rok. Ostatnie dane spółki pochodzą z trzeciego kwartału 2017 roku. Już wtedy Get Back był dość mocno obciążony zadłużeniem: miał 567 mln złotych kapitału własnego i prawie 2,4 miliarda złotych długów.
Model biznesowy windykatorów długów jest dość prosty, ale też bardzo ryzykowny. Kupują oni od banków przeterminowane kredyty, których nikt nie spłaca za ułamek nominalnej wartości tych kredytów. Potem próbują na własną rękę skłonić dłużników do tego, żeby dług spłacili. Nawet jeśli udaje się to tylko w przypadku małego odsetka dłużników, to windykator i tak zarabia, bo długi przejął wcześniej za ułamek wartości.
Kluczowe jest to, ile windykator płaci bankowi za pakiet kredytów i skąd ma pieniądze na te zakupy. Jeśli płaci dużo, a zakupy finansuje pieniędzmi, które sam pożycza w bankach i na rynku kapitałowym, wtedy ryzyko rośnie. GetBack robił to dokładnie właśnie w taki sposób.
Jeśli długi udaje się ściągnąć, wtedy jest z czego spłacać własne zadłużenie. Jeśli się nie uda, wtedy problemy mogą pojawić się bardzo szybko.
To, że GetBack zaczyna mieć kłopoty było widać już na początku marca. Wtedy pojawił się komunikat, że spółka rozważa poszukiwanie inwestora strategicznego. Jednocześnie pojawił się pomysł emisji nowych akcji, aby dokapitalizować spółkę. Wtedy kurs akcji na giełdzie zaczął gwałtownie spadać.
Potem pojawiały się uspokajające komunikaty o tym, że spółka może dostać 250 mln złotych kredytu z banku, o tym, że swój kapitał do spółki mogą wnieść inwestorzy z USA i z Izraela, a nawet o tym, że spółka ma list intencyjny z inwestorem branżowym. Pod koniec marca okazało się, że inwestor wycofał się z rozmów.
Kwiecień to już równia pochyła dla spółki, która gwałtownie zaczęła tracić wiarygodność w oczach giełdowych graczy, kurs akcji runął w dół, wyraźnie na wartości traciły też obligacje spółki, bo pojawiły się obawy o to, czy GetBack będzie w stanie spłacać swoje własne długi. Tydzień temu pojawił się fatalny news o tym, że spółka jednak nie dostanie kredytu z banku, tego, który zapowiadała miesiąc wcześniej.
Momentem przełomowym były nieprawdziwe komunikaty spółki z poniedziałkowego poranka o tym, że zostanie ona uratowana za pieniądze z Polskiego Funduszu Rozwoju i PKO BP. Obydwie instytucje szybko te rewelacje zdementowały, a KNF zażądał wstrzymania notowań spółki na giełdzie. Tłumaczył, że spółka przyczynia się do szkodliwej dla rynku dezinformacji. Giełda polecenie KNF wykonała, a GetBack stracił resztki wiarygodności na rynku. Kiedy notowania akcji na giełdzie zostaną przywrócone – nie wiadomo.
CZYTAJ TEŻ: Spółka windykacyjna ma duży problem. W desperackim poszukiwaniu gotówki naraziła się PKO BP i PFR
Ze względu na brak raportów finansowych za ostatnie miesiąca nadal nie wiadomo też dokładnie co konkretnie w spółce poszło nie tak. Na rynku panuje opinia, że GetBack kupował pakiety kredytów z banków po prostu za drogo. Przepłacał, a do tego finansował te zakupy dość drogimi kredytami. Miał więc mniejszą finansową poduszkę bezpieczeństwa niż inne firmy na tym rynku, co się w końcu na firmie zemściło. Z pewnością też spółka w tym roku zapowiadała zbyt wiele i zbyt często z tych zapowiedzi nic nie wychodziło.
Dziś wygląda na to, że nikt już nie będzie chciał wykładać swojego kapitału po to, aby ratować feralnego windykatora. Mogą to zrobić chyba tylko dotychczasowi właściciele, którzy na ewentualnym upadku GetBack straciliby najwięcej. Dziś wykonali pierwszy krok w tym kierunku. Teraz jeszcze muszą zacisnąć zęby i wyciągnąć z własnych kieszeni te kilkaset milionów złotych.