Ministerstwo Kultury zapowiada powrót do odłożonej kilka lat temu koncepcji nowej opłaty, która miałaby zapewnić dodatkowe przychody artystom. Chodzi o "podatek od czystych nośników". Smartfony, tablety i inne urządzenia, które umożliwiałyby słuchanie muzyki, miałyby być obciążane niewielkim podatkiem. W pewnej części trafiałby on do artystów.
Prof. Piotr Gliński, minister kultury, komentując przyspieszenie prac nad nową regulacją, zaznaczył, że jej wprowadzenie "było blokowane przez lata". Głównie pod naciskiem producentów i importerów sprzętu. Obawiają się oni bowiem wzrostu cen urządzeń. Szef resortu kultury nie ukrywa, że obawy są uzasadnione.
Smartfon droższy o 40 zł?
Kwota, którą dopłacimy do smartfona czy tabletu, nie byłaby duża. Wedle ministra mówimy tu o zaledwie jednym procencie. W przypadku najnowocześniejszego flagowca oznaczałoby ok. 40 zł, w przypadku najtańszych urządzeń byłoby to kilka złotych. Minister Gliński ma jednak nadzieję na to, że sytuację ureguluje rynek i "doprowadzi do równowagi zmniejszając zagrożenie wzrostu cen".
Ideę opłaty, uregulowaną, jak podkreśla minister Gliński, w większości krajów Unii, popiera część artystów. Kuba Sienkiewicz, lider zespołu Elektryczne Gitary, w wywiadzie opublikowanym w 2016 roku w "Dużym Formacie" wyjaśniał:
Liczę na rozszerzenie opłaty od wolnych nośników na mobilne urządzenia służące do odtwarzania muzyki. Te pieniądze należą się twórcom. Współuczestniczę w pracach stowarzyszenia ZAiKS, więc sprawa ta jest mi bliska.
Jeśli ustawa weszłaby w życie, zdrożałyby nie tylko smartfony i tablety. Podwyżką mogłoby zostać objęte np. płyty CD i DVD - bo one służą przecież do nagrywania muzyki. Kilka lat temu, kiedy pierwszy raz dyskutowano o wprowadzeniu podatku, wśród towarów objętych dopłatą wymieniano jednak jeszcze więcej produktów. Wśród nich dyski twarde - to na nich przecież zapisujemy muzykę - czy nagrywarki. O tym, co ostatecznie zdrożeje i w jakim stopniu będziemy wiedzieć, kiedy projekt odpowiedniej ustawy zostanie przedstawiony.
Warto podkreślić też, że wcześniejsze wyliczenia mówiły o większym wzroście cen - miał on wynosić 1,5 proc. A to w przypadku najnowszego telefonu podnosiłoby jego cenę o ok. 60 zł.
Kwestia podatku za tzw. "czyste nośniki", zwanego też "opłata reprograficzną", budzi też kontrowersje z innego względu. Serwisy udostępniające muzykę w chmurze - takie jak YouTube czy Spotify - już dzisiaj płacą artystom. Można więc powiedzieć, że konsument byłby obarczony opłatą podwójnie - raz przy zakupie urządzenia, drugi raz podczas uzyskania płatnego dostępu do serwisu muzycznego. Wciąż można też kupić utwory "na sztuki" - Apple oferuje je, pobierając 23 proc. prowizji, 77 proc. trafia do artysty.
Spotify płaci za każdy wysłuchany utwór (przy spełnieniu określonych warunków) 0,0038 dolara, YouTube 0,0006 dolara, Apple Music - 0,0064 dolara.
Wprowadzenie nowego podatku z pewnością podniesie cenę niektórych produktów. Trudno dziś jednak przesądzać jakich i w jakiej skali. Trudno jednak przypuszczać, by producenci i importerzy zrezygnowali z marży - podatek, jak to zazwyczaj bywa, przejdzie na konsumentów.
Czytaj też: Ci giganci walczą o dostęp do kluczowego surowca. Elektroniki bez niego nie będzie
***
Za: PAP