Premier Mateusz Morawiecki w najnowszym wywiadzie dla "Do Rzeczy" powiedział, że "w tym roku ściągalność wzrośnie o 40 mld względem analogicznego okresu w 2016 roku". Porównał tę kwotę ze środkami z Unii, od której "w ramach wszelkich dotacji otrzymujemy rocznie od 25 do 27 mld zł netto" (netto, czyli wpływy minus składki).
Na weekendowych konwencjach wyborczych tę samą tezę przedstawiał w bardziej "wiecowych", bezpośrednich słowach.
Eksperci szybko wypomnieli premierowi, że to co mówi, to kłamstwa. Wskazywali, w których miejscach premier nagina rzeczywistość. - Ja rozumiem, że istnieje rzeczywistość obiektywna i rzeczywistość wiecowa, ale ta druga nie powinna zastępować podstawowej umiejętności arytmetyki - mówił w rozmowie z next.gazeta.pl profesor Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC.
Czytaj więcej: Morawiecki na wiecu chwali się VAT. Ekonomiści: "Kłamstwa", "Zapadłbym się pod ziemię"
Słowa Morawieckiego rozgrzały szczególnie osoby związane z Platformą Obywatelską. Jej poseł Sławomir Neumann nazwał Morawieckiego "bezczelnym kłamczuchem".
W ostrych słowach o sugestiach Morawieckiego na Twitterze wypowiedział się dr hab. Andrzej Rzońca, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej. Zarzuca on premierowi, że "albo nie czyta dokumentów rządu, albo nie umie dodawać". W innym wpisie Rzońca pisze, że poza transferami korzyściami członkostwa w Unii Europejskiej jest wzmocnienie więzów handlowych i wzrost inwestycji prywatnych. Powołuje się na wyliczenia, według których gdyby nie członkowska w Unii "w warunkach 2019 r. w kieszeniach Polaków byłoby o 134-446 mld zł mniej".
O ile to, ile Polska dostała z Unii dotacji netto da się łatwo sprawdzić - statystyki podaje Ministerstwo Finansów - o tyle "kością niezgody" nie od dziś pozostaje skala zasług polityki PiS w wyższych dochodach z podatków. Chodzi szczególnie o VAT, z którego wpływy mają być w tym roku wyższe o 44 mld zł niż w 2015 r. (w trzy lata, w tym czasie netto Polska dostała z Unii blisko 20 mld euro, czyli grubo ponad 80 mld zł).
Premier Morawiecki i ogólnie PiS lubi mówić, że są to pieniądze "odebrane" mafiom VAT-owskim wskutek wprowadzenia szeregu zmian prawnych. W rzeczywistości do tego należy jednak dodać także efekt świetnej koniunktury - dynamicznie rośnie sprzedaż detaliczna, a im więcej pieniędzy Polacy zostawiają w sklepach, tym więcej środków z VAT płynie do budżetu.
Podobnie inne podatki, np. CIT czy PIT. Tutaj nawet Ministerstwo Finansów, podając co miesiąc wyniki dotyczące wykonania budżetu, pisze, że wysokie dochody z tych podatków związane są zarówno z działaniami podejmowanymi w celu uszczelnienia systemu, jak i "dobrą sytuacją na rynku pracy oraz wysokimi wpłatami podatku od osób prowadzących działalność gospodarczą w związku z korzystną koniunkturą gospodarczą".
Jeszcze dalej niż premier Morawiecki w swoich wyliczeniach poszedł w poniedziałek poseł PiS Łukasz Schreiber. Napisał on, że "różnica w dochodach do budżetu z PIT, CIT, VAT oraz składki na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych pomiędzy rokiem 2015 i 2019 to aż 147 mld zł". Później prostował, że chodzi mu zarówno o budżet państwa, jak i budżety samorządów.
***