Jak informowaliśmy wczoraj, zarząd Santander Bank Polska (dawny Bank Zachodni WBK) planuje do końca 2019 r. zwolnić 1,4 tys. pracowników, czyli około 11 proc. załogi.
Powód zwolnień grupowych nie został w komunikacie banku podany, ale trudno nie wiązać tej decyzji z niedawnym przejęciem przez Santander dużej części Deutsche Banku (w tym m.in. bankowości detalicznej, bankowości dla dla małych i średnich firm, czy sieci placówek). Zwykle w takiej sytuacji dochodzi do likwidacji dublujących się stanowisk, do zmian w strukturze organizacyjnej czy do "optymalizacji" sieci oddziałów. To wszystko równa się zwolnieniom.
Czytaj więcej: Zwolnienia grupowe w Santander Bank Polska. Pracę stracić może nawet 1400 osób
Konsolidacja napędza zwolnienia
Zwolnienia są nieodłącznym elementem fuzji banków. A na ich brak nie możemy w ostatnich latach narzekać. Z większą czy mniejszą "optymalizacją" zatrudnienia mieliśmy do czynienia np. gdy Alior Bank łączył się z częścią BPH, a wcześniej z Meritum Bankiem, gdy PKO BP przejmował Nordea Bank albo gdy BZ WBK sięgał po Kredyt Bank.
W niedalekiej przyszłości można oczekiwać dalszych zwolnień w bankach w związku z konsolidacją rynku. Redukcję zatrudnienia - i to aż nawet o 2,2 tys. osób przez dwa lata - zapowiedział już bank BGŻ BNP Paribas. W październiku 2018 r. przejął on wydzieloną część Raiffeisen Polbanku. Wiadomo już też, że w 2019 r. Bank Millennium przejmie Eurobank, więc ryzyko zwolnień i tu jest bardzo duże. Nie wiadomo, co z Getin Bankiem i Idea Bankiem - połączenie obu banków Leszka Czarneckiego jest analizowane.
W statystykach Komisji Nadzoru Finansowego widać cały czas spadek zatrudnienia w bankach. Na koniec listopada 2018 r. pracowało w nich ok. 163,2 tys. osób. Porównując tę liczbę ze stanem zatrudnienia sprzed trzech lat (na koniec stycznia 2016 r.) okazuje się, że zniknęło ponad 9,5 tys. etatów.
. źródło: KNF
Dużo mówi jednak szczególnie rozbicie statystyk na pracowników "w centrali" oraz "w kraju" (czyli m.in. w oddziałach). Tylko przez ostatnie trzy lata w centralach banków - a te w zdecydowanej większości znajdują się w Warszawie - przybyło blisko 3 tys. etatów. W tym czasie "w kraju", czyli m.in. w oddziałach w całej Polsce, zatrudnienie spadło o ok. 12,7 tys.
W listopadzie 2018 r. w centralach banków pracowało ok. 80 tys. osób, a w oddziałach ok. 83 tys. osób (i do tego 458 osób pracujących za granicą - wzrost o 185 przez ostatnie trzy lata). Wszystko wskazuje na to, że już niebawem pierwszy raz w historii polskiej bankowości więcej pracowników będzie pracowało w centralach, niż "w terenie".
. źródło: KNF
Powód? To przede wszystkim zmiana zwyczajów Polaków w obsłudze swoich finansów. Kontakt z panią w kasie w oddziale banku zastąpiła bankowość internetowa czy mobilna, a także bankomaty i wpłatomaty. Pożyczki, karty kredytowe, lokaty czy produkty inwestycyjne także można otrzymać i obsługiwać drogą internetową. Banki nie chcą utrzymywać kosztownych, dużych oddziałów, więc albo je zamykają, albo zastępują je "klitkami" w galeriach handlowych, z dwoma doradcami klienta. A z kolei ci, którzy są potrzebni do rozwoju np. bankowości internetowej czy aplikacji mobilnej albo "procesowania" wniosków internetowych, raczej są poszukiwani do centrali banku.
Jak wynika z danych KNF, duży spadek liczby oddziałów bankowych rozpoczął się w 2016 r. Przez trzy lata zniknęło ponad 1,1 tys. oddziałów banków, teraz jest ich 6340 (stan na koniec listopada 2018 r.). To wymusza więc redukcje zatrudnienia "w terenie" (nie tylko poprzez zwolnienia, ale także np. programy dobrowolnych odejść).
. źródło: KNF
Liczba "filii, ekspozytur i innych placówek obsługi klienta" również spada - o ok. 700 przez ostatnie trzy lata. Pewną część zamykanych oddziałów zastępują natomiast placówki partnerskie (jest ich ok 2,9 tys., o ok. 300 więcej niż trzy lata temu), które nie należą już do banku, ale dystrybuują jego produkty. To także dla banków sposób na redukcję kosztów.