W środę w brytyjskim parlamencie odbyła się czwarta w tym roku debata nad brexitem, która - tak jak poprzednie - nawet o jeden krok nie zbliżyła Londynu do porozumienia z Unią Europejską. Tym razem było wyjątkowo spokojnie, a premier Theresa May uniknęła kolejnej kompromitującej porażki, która osłabiłaby pozycję jej rządu.
W środę posłowie głosowali nad kilkoma poprawkami do umowy ws. brexitu. Pierwsza z nich, zgłoszona przez lidera opozycyjnej Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna, dotyczyła m.in. utworzenia stałej unii celnej między Wielką Brytanią i Unią Europejską. Jak można było się spodziewać, została odrzucona większością głosów.
Odrzucenie poprawki Corbyna może mieć dość istotne znaczenie dla dalszego rozwoju wypadków. Według brytyjskich mediów dzisiejsze głosowanie usuwa ostatnią przeszkodę, która powstrzymywała laburzystów przed oficjalnym dążeniem do drugiego referendum. Teraz ponowne głosowanie nad brexitem może stać się głównym postulatem opozycji.
Posłowie odrzucili też poprawkę Iana Blackforda ze Szkockiej Parii Narodowej, która miała doprowadzić do wykluczenia brexitu bez umowy, a poprawka Caroline Spelman dotycząca przejęcia kontroli nad brexitem przez Izbę Gmin, została wycofana.
Alberto Costa: Mam nadzieję, że Donald Tusk nas słucha
Więcej szczęścia miał natomiast poseł Partii Konserwatywnej Alberto Costa. Zgłosił on poprawkę dotyczącą ochrony praw obywateli Wielkiej Brytanii w UE oraz obywateli Unii żyjących w Wielkiej Brytanii - na wypadek brexitu bez umowy. Takie gwarancje miałyby ogromne znaczenie również dla ponad miliona Polaków, którzy mieszkają na Wyspach.
Poprawka została przyjęta jednogłośnie. Co ciekawe, przed głosowaniem Costa został pozbawiony funkcji, które pełnił w strukturach swojej partii, gdyż samo zgłoszenie takiej poprawki oznaczało złamanie partyjnej dyscypliny. Sytuacja była o tyle kuriozalna, że pomysł Costy poparła również premier Theresa May wraz ze swoim rządem.
Poprawka Costy miałaby nałożyć na Wielkią Brytanię i UE zobowiązanie do przyjęcia rozdziału drugiego umowy brexitowej, (który dotyczy praw obywatelskich) jeszcze przed wystąpieniem Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, i bez względu na wynik innych negocjacji.
"Poprawka nie dotyczy backstopów i granic, ale ludzkich istnień - krwi i kości" - powiedział jej pomysłodawca przed głosowaniem. Alberto Costa dodał, że ma również nadzieję, że Donald Tusk nas dzisiaj słucha dzisiejszej debaty.
Przywołanie nazwiska szefa Rady Europejskiej nie było przypadkowe. Jeśli doszłoby do brexitu bez umowy, to Tusk będzie pełnił kluczową rolę w negocjacjach dotyczących ochrony praw obywateli UE w Wielkiej Brytanii - i odwrotnie.
Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, gdy głosowano nad ostanią z poprawek, która została zgłoszona przez Yvette Cooper, posłankę Partii Pracy. Poprawka ta miała poparcie rządu, gdyż stanowiła w zasadzie powtórzenie harmonogramu działań w sprawie brexitu, który we wtorek został nakreślony przez premier Theresę May.
Poprawka została przyjęta, ale z problemami. Grupa posłów Partii Konserwatywnej, zrzeszona w eurosceptycznej ERG, zagłosowała przeciwko rządowi, a kilkudziesięciu kolejnych torysów w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu, co pokazuje, że pozycja Theresy May wciąż jest kwestionowana również w kręgach jej własnej partii.
We wtorek brytyjska premier przedstawiła plan działań w związku z brexitem. 12 marca w parlamencie odbędzie się głosowanie dotyczące przyjęcia umowy wynegocjowanej przez rząd. Jeśli to głosowanie nie pójdzie po myśli Theresy May, to deputowani będą musieli zdecydować, czy opuścić UE bez umowy. Jeśli nie będzie decyzji w tej kwestii May będzie prosić o rozszerzenie art. 50. Do tego potrzebuje zgody ze strony Unii.