Podwyżki dla nauczycieli nieopłacalne dla PiS. Lepiej "inwestować" w inne grupy

Póki strajk nauczycieli traktujemy jako sprawę samych nauczycieli, rządowi nie opłaca się dawać im podwyżek. Ich koszt w przeliczeniu na potencjalnego wyborcę jest duży wyższy niż w innych obietnicach PiS - wylicza dr Aleksander Łaszek, główny ekonomista Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Zobacz wideo

Łaszek na Twitterze opublikował sugestywną grafikę. Pokazuje w niej swoje wyliczenia dotyczące kosztu obietnic Prawa i Sprawiedliwości w przeliczeniu na jednego wyborcę. Wnioski są jednoznaczne - z "wyborczego"punktu widzenia podwyżki dla nauczycieli są nieopłacalne. Efekt wydania stosunkowo dużych pieniędzy byłby mocno ograniczony.

Ile to wszystko kosztuje?

Przykładowo, obniżenie dolnej stawki podatku PIT o 1 p.proc. - z 18 do 17 proc. - w połączeniu z podwyżką kosztów uzyskania przychodu ma kosztować budżet państwa ok. 7-10 mld zł. Tak szacuje Kancelaria Premiera. Biorąc pod uwagę, że po realizacji tej obietnicy efekt w swoich portfelach może zobaczyć nawet ok. 16 mln osób, koszt obietnicy w przeliczeniu na jednego potencjalnego wyborcę to kilkaset złotych. 

Na likwidacji progu dochodowego w programie 500 plus według wyliczeń dr Łaszka może skorzystać ok. 6,5 mln rodziców-wyborców. Jako, że koszt tego ruchu jego szacowany na 18,5-19 mld zł, daje to mniej więcej 3 tys. zł na jednego potencjalnego wyborcę. Z kolei koszt "trzynastek" dla rencistów i emerytów - jak łatwo można wydedukować - to 1,1 tys. zł na potencjalnego wyborcę.

Z kolei według wyliczeń Łaszka koszt podwyżek dla nauczycieli w przeliczeniu na jednego wyborcę (tylko pracownika oświaty, bez wliczania np. członków rodziny) oscyluje wokół 14 tys. zł. Choć wiele zależy tutaj od tego, co rozumiemy jako "koszt na potencjalnego wyborcę", i jak takie wyliczenia poczynić. Łączne koszty podwyżek dla nauczycieli według oczekiwań ZNP i FZZ oscylują wokół 13-14 mld zł, ale warto pamiętać, że oczekiwanie 30-procentowych podwyżek nie odnosi się do stanu na dziś, ale w stosunku do wynagrodzeń na koniec 2018 r. Tymczasem od stycznia br. wynagrodzenia nauczycieli i tak poszły w górę, a od września br. znów pójdą (łącznie o 15 proc. wobec stanu na koniec 2018 r.). Po prostu te podwyżki są o połowę za niskie w stosunku do oczekiwań ZNP i FZZ, więc faktyczny koszt oczekiwań związków to około 7 mld zł. Gdyby więc "koszt w przeliczeniu na jednego wyborcę" rozumieć jako ugięcie się rządu pod oczekiwaniami strajkujących, to byłby on o mniej więcej połowę niższy od wyliczonego na grafice. Ale oczywiście gdyby uznać za "koszt wyborczy" także te podwyżki, które rząd i tak dał (choć oczywiście trudno powiedzieć, na ile z własnej woli, a na ile w związku z presją środowiska oświatowego), to faktycznie może on iść w kilkanaście tysięcy złotych. Szczególnie, jeśli do nauczycieli doliczy się innych pracowników oświaty.

Pieniądze to nie wszystko

Jakkolwiek by tego nie liczyć - wielomiliardowy wydatek na "udobruchanie" ok. 600 tys. strajkujących nauczycieli (czy nawet blisko miliona wliczając wszystkich nauczycieli i innych pracowników oświaty) to bardzo wysoka cena dla rządu. Znacząco wyższa niż pomysły z "piątki Kaczyńskiego". Inna sprawa, że wątpliwe, aby podwyżki dały PiS wielu sympatyków wśród nauczycieli. Mają oni za złe rządowi, szczególnie minister edukacji narodowej Annie Zalewskiej, nie tylko kiepskie pensje (coraz niższe w odniesieniu do średniej krajowej czy płacy minimalnej), ale także ignorowanie ich głosu w dyskusji o przyszłości oświaty w Polsce - np. co do sposobu likwidacji gimnazjów, czy odnośnie nowej podstawy programowej. 

Czytaj też: Strajk nauczycieli. Nauczycielka: "MEN też bierze dzieci za zakładników, mszczą się lata 2016-2018"

Zobacz wideo
Więcej o: