Protest faktycznie jest olbrzymi, szczególnie biorąc pod uwagę, że Czechy są tylko 10-milionowym krajem. Tym, co szczególnie mobilizuje Czechów, to negatywne przykłady Węgier i niestety również Polski. Czesi obserwują wydarzenia na naszej i węgierskiej scenie politycznej i widzą, że demontaż liberalnej demokracji zaczyna się właśnie od osłabienia wymiaru sprawiedliwości i pozbawienie sądów niezależności.
Bezpośrednim powodem do wybuchu protestów w Czechach były oskarżenia korupcyjne wobec premiera Babisza i rekomendacja policji o przedstawieniu premierowi zarzutów. Babisz zareagował, dymisjonując ministra sprawiedliwości, i nominując na to stanowisko bliską współpracowniczkę. Krótko mówiąc, przekaz dla Czechów był taki, że premier zaczyna manipulować przy wymiarze sprawiedliwości, aby nie ponieść osobistych konsekwencji swoich działań korupcyjnych.
W Polsce protesty o podobnej, aczkolwiek mniejszej, skali były po zamachu którego próbował dokonać PiS na niezależność Sądu Najwyższego. Sytuacja w Czechach jednak różni się od polskiej, nie wspominając od węgierskiej tym, że demontaż systemu dopiero tam się zaczyna. Czeska telewizja publiczna jest nadal niezależna i transmituje nawet na żywo protesty.
Manipulacje przy czeskim wymiarze sprawiedliwości dopiero się zaczęły. Na Węgrzech nie ma już niezależnego sądownictwa, a w Polsce jest ono poważnie osłabione. W Czechach nie doszło jeszcze do całkowitego przejęcia spółek skarbu państwa przez partię premiera Babisza. Innymi słowy, demontaż liberalnej demokracji w Czechach dopiero się zaczyna, w Polsce jest już poważnie zaawansowany, a na Węgrzech jest już dokończony. Zmiany do których doszło już w Polsce i na Węgrzech poważnie utrudniają mobilizację społeczeństwa. Czesi mają tego świadomość i stąd tak szeroka skala protestów.
Firma Babisza Agrofern szczodrze korzystała z funduszy unijnych, co oznacza konflikt interesów. Babisz, co prawda powierzył zarządzanie swoją firmą funduszowi powierniczemu, ale jak się okazuje we władzach tego funduszu zasiada jego żona. Babisz dokonał klasycznej sztuczki fikcyjnego przepisania części majątku na żonę. Komisja Europejska jasno opisała machinacje premiera Babisza, a na Czechach takie sztuczki jeszcze robią wrażenie.
Popularność Babisza ma podobne źródła do popularności PiS w Polsce. Przed dojściem do władzy Babisz obiecywał walkę z korupcją, a po dojściu do władzy jego rząd dokonał sporych transferów socjalnych. Emerytury wzrosły o ponad 1000 koron, zamrożono ceny komunikacji kolejowej i autobusowej. Czesi w mniejszych miastach i prowincji odczuli różnicę. Stąd nadal wysoki poziom poparcia dla Babisza na czeskiej prowincji.
Olbrzymie. Czeskie media publiczne są relatywnie silne i pozostają niezależne. Wystarczy tę sytuację porównać z Polską i widać jak duże znaczenie ma podporządkowanie mediów interesom obozu władzy.
Jak wspomniałem Babisz pozostaje popularny na prowincji a jego partia - ANO - jest nadal najsilniejszą partią w Czechach. Jednak rząd Babisza jest koalicją ANO i Socjal-Demokratów. Przedłużające się protesty mogą zmobilizować partnera koalicyjnego do opuszczenia rządu.
Babisz jest silny słabością czeskiej opozycji, która pozostaje rozbita. Rządząca przez wiele lat konserwatywna Partia Obywatelska pozostaje obciążona skandalami z przeszłości, a jej oferta jest mało atrakcyjna dla młodego pokolenia. Z kolei progresywna partia Piratów ma ofertę skierowaną głównie dla ludności wielkomiejskiej. Czesi z nadzieją patrzą na Słowację, gdzie kiedyś mało licząca się Partia Progresywna wygrała wybory prezydenckie, a ostatnio europejskie.
Tak jest, protestem kierują młodzi, Natomiast w samych protestach uczestniczy szeroki przekrój społeczeństwa, choć dominują młodzi.
Raczej nie. Czesi rzadko protestują, ale jak protestują to poważnie. Nie można natomiast wykluczyć, że Babisz będzie próbował dokonać zamachu na media publiczne i w ten sposób wpłynąć na opinię publiczną.
Marcin Zaborowski Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Dr Marcin Zaborowski - politolog, Visegrad Insight, były wiceprezes Center for European Policy Analysis (CEPA), były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.