Argentyna solidnie wystraszyła wczoraj inwestorów. Główny indeks, Merval, spadł o 30 proc. Według Reutersa, poniedziałek był najgorszym dniem na argentyńskiej giełdzie w historii.
Argentyna. Silna przecena na giełdzie. Źródło:investing.com
Przecena głównego indeksu w ujęciu dolarowym sięgnęła aż 48 proc. Jak wylicza Bloomberg, to drugi największy jednodniowy spadek w historii wszystkich śledzonych przez agencję indeksów - giełda na Sri Lance runęła o ponad 60 proc. w 1989 roku w czasie wojny domowej.
Dramatycznie osłabiła się też argentyńska waluta. Peso straciło wobec dolara 15 proc., choć w ciągu dnia spadek sięgał aż 30 proc., sprowadzając kurs do najniższego poziomu w historii. Po interwencji banku centralnego notowania nieco odbiły.
Argentyna. Silna przecena peso. Źródło: investing.com
Inwestorzy wyprzedawali nie tylko walutę i akcje, ale także obligacje kraju, co wywołało obawę, czy Argentynie nie zacznie grozić niewypłacalność. Nie byłby to zresztą pierwszy raz.
Bezpośrednią przyczyną rynkowego załamania w Argentynie są prawybory. Obecny prezydent Mauricio Macri zdobył w nich zaledwie 32,1 proc. głosów i przegrał z Alberto Fernandezem, który zebrał 47,7 proc. "To totalny szok po obu stronach" - mówi o wyniku wyborów Jimena Blanco, ekspertka ds. ryzyka, cytowana przez portal CNBC. Tak silnej porażki Macriego mieli nie spodziewać się nawet najbardziej optymistycznie nastawieni przedstawiciele obozu jego rywala.
Dlaczego inwestorom tak bardzo się to nie spodobało? Mauricio Macri ma poparcie światowych liderów, w tym Donalda Trumpa. Jest uważany za prorynkowego polityka, od 2015 roku, od kiedy objął urząd, próbuje wydobyć kraj z kryzysu.
Alberto Fernandez z kolei to polityk centrolewicowy. Strach budzi jednak przede wszystkim nie on sam, a jego wyborcza partnerka. Razem z Fernandezem startuje bowiem Cristina Fernandez de Kirchner - na stanowisko wiceprezydent. To była populistyczna prezydent Argentyny, która wraz z nieżyjącym już mężem Nestorem Kirchnerem rządziła krajem przez osiem lat przed objęciem władzy przez Macriego. Są oni w dużej części odpowiedzialni za fatalny stan gospodarki kraju, do tego jest oskarżana o korupcję.
Inwestorzy boją się, że ta dwójka będzie chciała wprowadzić populistyczne rządy, co zapewne oznaczałoby ograniczenie programu oszczędnościowego dla gospodarki, jaki realizuje Macri. A mieszkańcy Argentyny zaciskać pasa już nie chcą. Tymczasem Mauricio Macri zapowiada, że jeśli zostanie wybrany ponownie, będzie kontynuować swoją dotychczasową politykę.
To wszystko inwestorów martwi, bo część z bolesnych reform Macriego powiązana jest z pomocą finansową od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Do tego Argentyna ma do spłacenia wielomiliardowe długi. Jak podaje Bloomberg, w tym roku to równowartość niemal 16 mld dolarów (tylko w obligacjach denominowanych w dolarach i euro).
Rynki coraz bardziej obawiają się kolejnego bankructwa kraju. W poniedziałek notowania CDS-ów (credit-default swaps, instrument który jest swego rodzaju "ubezpieczeniem" od niewypłacalności) wskazywały, że jest 75 proc. szansy, a raczej ryzyka, że Argentyna przestanie spłacać swoje zobowiązania w ciągu najbliższych pięciu lat. Czyli, że zbankrutuje. To na razie obawy inwestorów, ale przekładają się one na realne spadki notowań waluty oraz argentyńskich obligacji, co sprawia, że kolejne pożyczki z rynku byłyby dla kraju droższe.
Mauricio Macri zdecydowanymi reformami chciał podźwignąć kraj z zapaści, ale te reformy są dla Argentyńczyków bolesne. W ubiegłym roku, kiedy peso nurkowało, Macri musiał poprosić Międzynarodowy Fundusz Walutowy o 50 miliardów dolarów wsparcia.
Gospodarka Argentyny jest w recesji. Sytuacja nie jest tak dramatyczna jak w Wenezueli, choć Macri straszył w niedzielę porównaniami do tego kraju. Mimo to. wiele rodzin ma problem z płaceniem rachunków. Stopa bezrobocia przekracza 9 proc. a inflacja 55 proc. Do tego Międzynarodowy Fundusz Walutowy Argentyńczykom nie kojarzy się dobrze. Wielu obwinia go o pogłębienie kryzysu z 2001, kiedy kraj ogłosił niewypłacalność. Łącznie zrobił to już w swojej historii osiem razy.
Nadchodzi recesja? Piotr Kuczyński: w Europie wygląda to naprawdę niedobrze, widać to już wyraźnie na przykład w Niemczech, które są silnikiem gospodarczym UE: