OFE mogą zostać ostatecznie zlikwidowane szybciej, niż sądziliśmy. Jak ustalił RMF FM, prace mają ruszyć już na początku kadencji nowego Sejmu. Przeniesienie środków zgromadzonych w Otwartych Funduszach Emerytalnych będzie z pewnością korzystne dla budżetu.
Tymczasem, jak ustaliła stacja, "rząd chce szybko pozyskać dodatkowe pieniądze", by móc spełnić obietnice wyborcze, szczególnie, gdy na horyzoncie majaczy już spowolnienie gospodarcze.
Rząd PiS w zeszłym roku rozpoczął jedną z największych rewolucji dotyczącą systemu emerytalnego. W kwietniu przedstawił propozycję przeniesienia całości środków z OFE na indywidualne konta emerytalne (IKE).
Środki zostaną obciążone 15-procentową opłatą przekształceniową. A że na koniec lipca na OFE było niemal 160 mld zł, do budżetu może wpłynąć ok. 19 mld zł. To między innymi te pieniądze sprawią, że w przyszłorocznym budżecie nie ma być deficytu. Plan zakłada, że na przelew środków z OFE do IKE zdecyduje się 80 proc. osób.
Likwidacja funduszy początkowo miała ruszyć wcześniej. Rząd jednak temat "zakopał", by przed wyborami, bo 15-procentowa prowizja mogłaby zostać wykorzystana w walce politycznej.
Zdaniem wielu ekspertów opłata przekształceniowa w wysokości 15 proc. jest kontrowersyjna. Rząd ściąga bowiem podatek niejako od przyszłych pokoleń.
Rząd przed tym zarzutem broni się twierdząc, że dziś środki na IKE są opodatkowane "na wejściu" (bo wpłaca się na nie dochody netto), a już nie "na wyjściu" - po ukończeniu 60 lat przy wypłacie nie zapłacimy podatku.
OFE działają od 1999 roku, były nazywane "drugim filarem" emerytalnym - miały stanowić uzupełnienie środków pochodzących z "państwowej"emerytury. Składki na OFE były przekazywane obowiązkowo przez wszystkich zatrudnionych do 2014 roku, dziś pieniądze przekazywać mogą jedynie chętni.