W najbliższy czwartek, 12 grudnia w Wielkiej Brytanii odbędą się wybory parlamentarne. Premier Boris Johnson od dawna naciskał na przedterminowe głosowanie, licząc, że zapewni ono jego partii bezwzględną większość w parlamencie. Konserwatyści utracili ją w poprzednich przedterminowych wyborach, w 2017 roku, o które wnioskowała była premier Theresa May.
Boris Johnson przeforsował swoją wersję umowy ws. brexitu w Brukseli, ale by mogła ona wejść w życie, musi zatwierdzić ją brytyjski parlament. Ten zaś jest mocno podzielony, rządząca Partia Konserwatywna nie ma w nim większości, a sojuszników trudno jej już znaleźć. Premier liczy, że w wyborach uda mu się zagwarantować większość i przegłosować porozumienie z Unią Europejską.
W sondażach od samego początku, czyli od momentu ogłoszenia przedterminowego głosowania, Boris Johnson ma większość. Tyle że w ostatnich tygodniach jego przewaga nad drugą największą siłą polityczną - Partią Pracy pod wodzą Jeremy'ego Corbyna - nieco topnieje - zauważa Reuters. Według sondaży opublikowanych w sobotę, Johnson wciąż ma jednak ma między 8 a 15 proc. punktów procentowych poparcia więcej niż główny rywal. Obserwatorzy brytyjskiej sceny politycznej przypominają, że także w 2017 roku wiele sondaży dawało przewagę Theresie May i straciła ona większość w Izbie Gmin, nie mówiąc już o referendum brexitowym, którego wynik wielu bardzo zaskoczył. Niepewność zwiększa też system wyborczy oparty na jednomandatowych okręgach.
Średnia przewaga Partii Konserwatywnej z sondaży oscyluje w okolicy 10 punktów procentowych.
Do tego Johnsonowi pomaga ogólne zmęczenie Brytyjczyków przeciągającą się kwestią brexitu, która zdominowała politykę i debatę publiczną w ostatnich trzech latach. Hasło "Get Brexit Done" ("dokończmy brexit") trafia na podatny grunt. 10 punktów procentowych jednak nie znaczy, że premier ma gwarancję sukcesu.
Boris Johnson nie jest więc zbyt pewny siebie. Zapytany przez telewizję Sky News, czy jest nerwowy z powodu ostatnich sondaży, odpowiedział: "Oczywiście, walczymy o każdy głos. Myślę, że to jest kluczowy moment dla tego kraju". W tym samym wywiadzie zapewniał, że twierdzenia Jeremy'ego Corbyna, jakoby Johnson miał oszukać wyborców w kwestii granicy między Irlandią a Irlandią Północną, są nieprawdziwe. Lider labourzystów powoływał się na wyciek i dokument, zgodnie z którym na granicy tej miałyby się odbywać kontrole celne. Według Johnsona te doniesienia są "błędne".
Ostatnie dni kampanii będą bardzo intensywne. Są okręgi, w których wyścig między głównymi rywalami będzie bardzo wyrównany. Jeśli Johnson chce wygrać, nie może pozwolić sobie na najmniejszy błąd. W poniedziałek ma wzmacniać swój przekaz w północno-wschodniej Anglii, gdzie poparcie dla wyjścia z UE było duże.Chodzi między innymi o to, by zmobilizować wyborców do głosowania - część z nich może uznać, że wygrana Partii Konserwatywnej i tak jest przesądzona i w czwartek zostać w domu.
Z kolei głównymi hasłami Corbyna są obietnice ekonomiczne, w tym koniec cięć wydatków i rozpoczęcie nacjonalizacji przemysłu. W kwestii brexitu obiecuje on wynegocjowanie nowej umowy z Unią Europejską, a potem referendum, w którym Brytyjczycy wybraliby między tym porozumieniem a pozostaniem w UE.
Aktualnie obowiązującym terminem brexitu jest 31 stycznia 2020 roku. O ile oczywiście brytyjski parlament go zatwierdzi, przesunięć dat wyjścia Wielkiej Brytanii z UE mieliśmy przecież już kilka. To jednak wcale nie będzie koniec. W okresie przejściowym na początku niewiele się zmieni, a Londyn i Brukselę (oraz zapewne wiele innych stolic) czekają niełatwe negocjacje dotyczące przyszłych stosunków.