Związek zawodowy Verdi doniósł, że otrzymał wiele skarg od pracowników salonu H&M w Norymberdze. Pracodawca miał gromadzić prywatne, wrażliwe informacje na temat pracowników tamtejszej infolinii, która zatrudnia ponad 600 osób. Z relacji związku zawodowego, przytaczanej przez dziennik "Tagesschau" wynika, że pracownicy call center byli wzywani na rozmowy z przełożonymi, w trakcie których byli wypytywani o prywatne kwestie takie, jak choroby, związki, romanse, problemy rodzinne i osobiste, przyjmowane leki. Co więcej, przełożeni mieli także wypytywać o to, kto i z kim jeździ na wakacje, a w sporządzanej dokumentacji mieli notować informacje dotyczące cyklu menstruacyjnego pracownic.
Skandaliczna sytuacja miała wypłynąć przypadkiem. Z relacji pracowników wynika, że rozmowy miały zwykle charakter półprywatny, a pozyskane informacje były umieszczane przez przełożonych w systemie firmy. Możliwe, że sprawa nie wypłynęłaby tak szybko, gdyby nie to, że jeden z przełożonych omyłkowo umieścił plik z wrażliwymi danymi w ogólnodostępnym, firmowym folderze.
W odpowiedzi na oburzenie pracowników i zgłoszenia związkowców sieć H&M poinformowała, że poważnie traktuje doniesienia o pogwałceniu przepisów o ochronie danych osobowych. Wszczęto wewnętrzne śledztwo, a materiały zabezpieczono. Wciąż nie wiadomo, kto zdecydował o gromadzeniu prywatnych danych pracowników i w jakim celu. Niemieckie media są zdania, że chodziło o przeprowadzenie przez firmę selekcji pracowników i zdecydowanie, z którymi z nich przedłużyć umowę o pracę. Jeżeli oskarżenia zostaną potwierdzone przez niemiecki urząd ds. ochrony danych osobowych, H&M musi liczyć się z karą. Zgodnie z obowiązującymi przepisami sieci handlowej grozi grzywna w wysokości 30 mln euro lub 4 proc. rocznego obrotu firmy.