WP.pl opisuje przypadek 65-letniego Maciej P., który w latach 90. prowadził w Krakowie kiosk. Taki ruch doradził mu urząd pracy. Wziął kredyt i przez parę lat prowadził mały biznes. Zrezygnował, gdy zaczęły spadać zyski ze sprzedaży papierosów i prasy. Maciej P. przebranżowił się, obecnie jest pracownikiem socjalnym i zajmuje się opieką nad seniorami. O kiosku przypomniał sobie dopiero po kilkunastu latach, gdy dostał wezwanie od komornika.
Maciej P. miał nie opłacić faktury z 8 marca 1998 roku, na której widniała kwota 89 złotych i 70 groszy. Nie opłacone zostały także kolejne faktury z marca tego roku, o łącznej wysokości 1100 zł. Kwoty nie są specjalnie duże, nawet gdybyśmy uwzględnili inflację. Jednak dług nie był spłacany, w związku z tym naliczane były odsetki. Te wraz z kosztami egzekucji podniosły należność do olbrzymiej kwoty 88 tys. złotych.
Złożyłem doniesienie do prokuratury, bo to jest po prostu oszustwo! Przed tak starym długiem nawet nie mogę się bronić. Wszystkie dokumenty finansowe kiosku zostały już dawno zniszczone. Kto pamięta, co dokładnie robił 22 lata temu? Ściganie mnie to absurd!
- powiedział dla WP kioskarz. Komornik twierdzi, że dług ściągany jest zgodnie z prawem i się nie przedawnił, więc urząd nie ma zamiaru rezygnować jego egzekucji. Dodaje jednak, że dłużnik ma prawo poskarżyć się na komornika, a wtedy o sprawie zdecyduje sąd. Długi przedawniają się po 6 latach, ale tutaj zasada ta nie zadziałała. Dlatego może być to jedna z najdłużej prowadzonych spraw egzekucyjnych w Polsce, twierdzą eksperci WP.
Historii związanych z egzekucją długu jest mnóstwo. Administracja często zachowuje się nielogicznie, jak choćby w sprawie, gdy ZUS wezwał podatnika do spłaty zadłużenia na jeden grosz. W Rosji z kolei poszukiwano alimenciarza, który uchylał się przed płatnością. Znaleziono go na cmentarzu, gdzie w grobie udawał martwego.