Żywność drożeje, będzie podatek od mięsa? Spokojnie, to tylko "debata"

Ceny żywności rosną. W Polsce w grudniu 2019 roku była ona droższa średnio o 7,5 proc. niż rok wcześniej, w styczniu 2020 r. razem z napojami i wyrobami tytoniowymi o 6,7 proc. Polski rząd chce opłaty od cukru, aktywiści w Europie - podatku od mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego. Producenci: żywność zrobi się przerażająco droga.

Na początku lutego w Parlamencie Europejskim odbyła się zorganizowana przez frakcję zielonych i socjaldemokratów debata poświęcona wpływowi branży producentów mięsa na środowisko naturalne, zdrowie konsumentów i dobrostan zwierząt hodowlanych. Zelektryzowała ona opinię publiczną wizją wprowadzenia podatku od produktów odzwierzęcych w całej UE. Zwłaszcza, że chodzi nie tylko o mięso, ale też jajka, sery czy mleko.

Sprawę potraktowano na tyle poważnie, że odniósł się do niej publicznie polski minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, nazywając ją "totalnym atakiem na rolników" i "elementem ideologicznej walki z rolnictwem". Na spotkaniu poświęconym wprowadzeniu podatku od cukru Andrzej Gantner, wiceprezes zarządu i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności przestrzegł, że w obliczu wszystkich planowanych opłat - z tą od mięsa włącznie - żywność zrobi się przerażająco droga. Czy rzeczywiście grozi nam żywieniowa hekatomba?

Podatek od mięsa? Strachy na Lachy

5 lutego 2020 roku w Parlamencie Europejskim odbyło się spotkanie na temat  tzw. "podatku od mięsa". Zorganizowało je mieszczące się w Amsterdamie stowarzyszenie TAPPC (True Animal Protein Price Coalition - Koalicja na rzecz Prawdziwej Ceny Białka Zwierzęcego). Walczy ono o wprowadzenie opłat na produkty odzwierzęce w celu poprawy dobrostanu zwierząt (wiemy, że różnie z tym bywa), zmniejszenia spożycia mięsa przez konsumentów (ponoć jemy go zdecydowanie za dużo, o czym jeszcze później) oraz odciążenia środowiska, gdyż produkcja mięsa powoduje wysokie zużycie wody (zwierzęta muszą pić), obszarów rolnych (potrzebują paszy) i emisję gazów cieplarnianych (krowy emitują metan).

Wszystko to prawda. W debacie jedną z wiodących prym była Sylwia Spurek, polska socjaldemokratyczna europosłanka, wielokrotnie cytowana przez europejskich dziennikarzy, co oczywiście jeszcze podbiło oddźwięk w naszych mediach. Tyle, że TAPPC jest stowarzyszeniem kilkunastu organizacji prozwierzęcych, lobbujących niezmiennie przeciw producentom mięsa. Debata była po prostu spotkaniem, na którym TAPPC przedstawiło swój raport i postulaty: stopniowe zwiększanie podatku na mięso od 2021 do 2030 roku aż do poziomów 0,47 euro za wołowinę/cielęcinę za 100 g, 0,36 euro na 100 g wieprzowiny i 0,17 euro za 100 g drobiu.

>>>Raport ONZ: Jakość produktów rolnych spadnie, ale ceny wzrosną:

Zobacz wideo

Miałoby to wpłynąć na spadek spożycia odpowiednio o 67 proc. (wołowina), 57 proc. (wieprzowina) i 30 proc. (kurczak) oraz obniżenie emisji dwutlenku węgla do 120 milionów ton rocznie. To, że spotkanie odbyło się w budynku Parlamentu Europejskiego, nie oznacza, że PE się tym tematem zajmuje w sprawczy sposób, nie mówiąc już o tym, że w Unii to nie PE ma decyzyjne kompetencje, a Komisja Europejska. Do tego decyzja taka wymagałaby zgody państw członkowskich. A tu jednomyślności nie ma. O ile Holendrzy czy Niemcy byliby skłonni przystać na taką opłatę, to już Portugalczycy czy Polacy są zdecydowanie przeciw.

- Przydałaby się rzetelna analiza danych, zaprezentowanych przez TAPPC - mówi dr Mariusz Dziwulski, analityk rynków rolnych Departamentu Analiz Ekonomicznych PKO Banku Polskiego. - Trudno je ocenić ad hoc. Ponadto Unia Europejska - ani Parlament, ani Komisja, nie mogą narzucić takiego podatku, dodatkowo biorąc pod uwagę skalę produkcji mięsa w UE oraz jego konsumpcji, nie ma dużych szans na wprowadzenie takiego przepisu w perspektywie krótko i średniookresowej - ocenia, dodając, że byłby to bardzo dotkliwy sposób wpływania na decyzje konsumentów i ekonomiczny byt producentów.

Biedni zapłacą za pomysły bogatych

Sprawa budzi gorące dyskusje również u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, gdzie słychać, iż problemem jest to, że mięso jest za tanie. Niemiecka komisja, powołana w ubiegłym roku przez minister rolnictwa Julię Klöckner zarekomendowała parę dni temu dodatkowe 40 centów za kilogram mięsa, 15 centów więcej za kilogram sera i dwa centy za litr mleka: ma to służyć poprawie warunków życia zwierząt hodowlanych.

Do gry wkroczyły sieci handlowe, które przekonują niemieckich polityków, iż ewentualny "podatek od mięsa" nie doprowadzi do niczego dobrego. Po pierwsze, jak tłumaczą, handel w każdym kraju ma swoją specyfikę i czym innym przyciąga skutecznie konsumentów. W Niemczech to promocje na mięso są tym, co ściąga ich do sklepów, dlatego to ono, a nie czekolada, soki czy owoce ma atrakcyjną (czyli zdaniem niektórych - za niską) cenę. Takie działanie to kwestia prostej strategii biznesowej: klienta przyciągnie mięso, a przy okazji kupi szereg innych artykułów, już nie tak okazyjnie wycenionych.
Po drugie - dodaje handel - jeśli przykładowo, dopłacimy do każdego kilograma 0,10 euro, które trafi w całości do rolników, to okaże się, że subsydiujemy w ten sposób pewną grupę. Możemy tak zrobić, ale pomyślcie - drodzy politycy - że zaraz pojawi się inna grupa zawodowa, która także potrzebuje jakiegoś rodzaju finansowego wsparcia - i co wtedy?
W końcu po trzecie, choć chyba powinno być po pierwsze, pomyślcie - kto na takiej podwyżce ucierpi. Będą to ci najmniej zarabiający, dla których mięso jest ważnym i tanim źródłem białka. A ową podwyżkę zafunduje im klasa średnia, bo to tych lepiej uposażonych zajmują tego typu tematy. Dla nich droższe mięso nie jest żadnym problemem. Zjedzą go tyle samo, bo będzie ich na to stać, ale zrobią to kosztem biedniejszej części społeczeństwa, którą zmuszą do zapłacenia za swoje "środowiskowe" czy inne przekonania.

Dwutlenek węgla kontra gospodarka

Produkcja każdego rodzaju wyrobów wiąże się z obciążeniami dla środowiska. Nawet w obliczu budzącego strach koronawirusa i przystopowania produkcji w Chinach, gdzie fabryki wytwarzają półprodukty do zakładów na całym świecie, odnotowano pozytywny uboczny skutek w postaci zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych i zanieczyszczania natury. Są oczywiście producenci, którzy czerpią energię ze źródeł odnawialnych bądź własnych odpadów. Siłą rzeczy ich produkty są jednak odpowiednio droższe, a tzw. mainstream, czyli gros konsumentów nie może albo nie chce przeznaczać na nie tak wysokich kwot. Przypomnijmy, że mięso i tak w ostatnich miesiącach mocno podrożało. To skutek afrykańskiego pomoru świń, głównie w Chinach.

>>>Chiny, koronawirus i tajemnice. Co ukrywa Xi Jinping? Epidemia może uderzyć w mocarstwowe ambicje Pekinu:

Zobacz wideo

- Chiny odpowiadały za połowę pogłowia świń na świecie, a wskutek ASF były zmuszone wybić połowę swoich stad - mówi Mariusz Dziwulski.

Ta sytuacja zwiększyła popyt na mięso w Państwie Środka, i to nie tylko na wieprzowinę. Co z kolei podbiło ceny mięsa na całym świecie. W Polsce w grudniu 2019 roku wieprzowina była droższa niż rok wcześniej o 23,6 proc., drób o 7,1 proc., a wędliny o 11,9 proc. Wołowina i cielęcina wprawdzie zdrożały znacznie poniżej poziomu ogólnej inflacji, bo odpowiednio o 1,1 proc. oraz 2,9 proc., ale spożycie tego rodzaju mięsa jest w naszym kraju śladowe. Średnio jemy niemal 40 kg wieprzowiny i niecałe 30 kg drobiu rocznie na głowę. Wołowina niemal w całości idzie na eksport; statystycznie zjadamy jej po 2-3 kg w ciągu roku.

Czy nasi eksporterzy mogą zyskać na tym, że nie niemieckie mięso będzie droższe? Na ile dyskusja o szkodliwości mięsa i jego produkcji to manipulacja społecznymi emocjami? Czytaj dalej TUTAJ.  

Artykuł został przygotowany przez redakcję miesięcznika Handel i portalu Handel Extra. Więcej informacji o branży spożywczej i handlu na: handelextra.pl.

Więcej o: