Europoseł PiS Adam Bielan, rzecznik kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy podczas konferencji prasowej odniósł się do zarzutów, jakie Marek Belka, doradca ekonomiczny kandydata na prezydenta Lewicy, podniósł w audycji wyemitowanej przez TOK FM. Były premier w nawiązaniu do wypłat 13. i 14. emerytur stwierdził, że trzeba z otwartą przyłbicą powiedzieć: chcemy walczyć z ubóstwem wśród dzieci, emerytów - podnieśmy podatki. - Ale na to rządzących nie stać - dodał.
- W roku 2020 nie mamy deficytu, a dochody i wydatki wynoszą 435 miliardów złotych - o 150 miliardów złotych więcej, niż w roku 2014 - mówił Adam Bielan. Podkreślił, że tak znaczący wzrost dochodów do budżetu został osiągnięty przez rząd Zjednoczonej Prawicy bez podnoszenia podatków - dzięki uszczelnieniu luki vat-owskiej.
Bielan dodał też, że sytuacja polskiego budżetu jest obecnie znakomita.
Budżet na rok 2020, jak twierdzi premier Mateusz Morawiecki, jest zrównoważony - wydatki i przychody wynoszą dokładnie tyle samo - 435,3 mld zł.
Zrównoważenie nie byłoby jednak możliwe bez wprowadzenia przez PiS podatków. I tak podatek bankowy daje 4,87 mld zł, opłata emisyjna 1,98 mld, opłata recyklingowa 1,49 mld, danina solidarnościowa 1,15 mld zł.
Budżetowi pomogą też daniny, które dopiero mają wejść w życie - już po wyborach prezydenckich. Wśród nich najważniejsze to opłata cukrowa - ma przynieść 3,6 mld zł w skali roku (w tym roku o około połowę mniej, jako, że wejdzie w życie od lipca) - oraz zapowiadany, acz jeszcze nie wprowadzony podatek handlowy. Ten ma przynieść budżetowi 1,07 mld zł.
Podatki już wprowadzone przez PiS dadzą zatem ok. 9,5 mld zł, zapowiedziane, kolejne 4,6 mld, co razem daje kwotę 14,16 mld zł - wynika z wyliczeń "Rzeczpospolitej".
Budżet ratują też inne "sztuczki". Chociażby ukrycie wydatków na 13. emeryturę pod postacią pożyczki w ZUS. Formalnie ok. 10 mld zł, które trzeba na ten cel wydać po stronie wydatków nie musi zostać zapisane. Spłata pożyczki ma potrwać dziesięć lat.
Zobacz także: Jak Morawiecki poupychał deficyt po kątach
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData, wskazuje, że o ile w budżecie deficyt wynosi zero, o tyle w sektorze finansów publicznych, uwzględniającym wszystkie instytucje publiczne ma on sięgać ponad 26 mld zł. To zdecydowanie więcej niż wynikało z wersji projektu ustawy budżetowej prezentowanej przez rząd przed wyborami parlamentarnymi.
Ekonomista podkreśla też, że gdyby "wyjąć" z budżetu wszystkie jednorazowe wpływy - m.in. z tytułu opłaty przekształceniowej przy likwidacji OFE, ale także dochody ze sprzedaży praw do emisji CO2 - to deficyt w finansach publicznych sięgnąłby ok. 48 mld zł. Opozycja twierdzi natomiast, że budżet na 2020 r. "oczyszczony z manipulacji" zawiera aż 52 mld zł deficytu.