O zmniejszonych wpływach do budżetów samorządów poinformowała "Rzeczpospolita". Jak udało się ustalić gazecie, wstępne wyliczenia pokazują, że w dużych miastach, tylko w kwietniu dochody z PIT do kas lokalnych władz spadły rok do roku o 40 proc. Nieoficjalnie "Rz" dowiedziała się, że resort finansów odnotował w okresie styczeń-kwiecień 13 procentowy spadek. Jeszcze gorzej jest w przypadku PIT, gdy wpływy po czterech miesiącach był mniejsze o 30 proc.
Eksperci oceniają, że podobne ubytki zanotuje także budżet państwa. Wyniki te jednak niekoniecznie odzwierciedlają sytuację. Oczywiste jest, że przez kryzys wpływy musiały spaść. Niekoniecznie jednak te spadki są tak duże, jak pokazują liczby. Powodem jest kalendarza, który ułożył się tak, że kwiecień 2019 miał górkę w CIT. W tym roku z kolei w kwietniu pojawił się dołek, ponieważ przesunięto termin rozliczenia podatkowego z końca kwietnia na początek czerwca. Kolejnym powodem jest możliwość odroczenia zaliczek PIT za okres marzec-maj, o co wystąpiło dotąd 29 tys. przedsiębiorców.
Nie wszyscy jednak twierdzą, że liczby te póki co są niemiarodajne ze względu na kalendarz i odroczenia. Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan zwraca uwagę, że wiele firm (z branży turystycznej czy restauracyjnej) nie ma przychodów od początku czy połowy marca, więc nie mogą opłacić podatku dochodowego. Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku uważa, że zmiany terminu podatku PIT i CIT mogą oznaczać, że budżety się nieco odbudują w następnych miesiącach, ale jego zdaniem prawdziwe dno podatku PIT dopiero przed nami.