Koncerny motoryzacyjne przeżywają teraz wyjątkowo trudne chwile. Sprzedaż samochodów niemal na całym świecie załamała się przez pandemię koronawirusa, uruchamianie zatrzymanych przez nią zakładów jest niełatwe, do tego są uzasadnione obawy, że popyt nie wróci szybko do poziomów sprzed COVID-19.
Koncerny motoryzacyjne w znakomitej większości tną więc koszty, zwalniają i proszą polityków o pomoc. I tak np. BMW negocjuje teraz ze związkowcami w Niemczech pakiet, który mają dostać pracownicy po zwolnieniu - firma chce, by w ramach drobnych odejść ich liczba zmniejszyła się o pięć tys. Renault jest bardziej agresywny - zwolni na całym świecie 14,6 tys. pracowników. Fiat z kolei domaga się od włoskiego rządu pomocy w zdobyciu taniej pożyczki na trzy lata o wartości blisko siedmiu mld euro. Bez niej grozi zamknięciem zakładów we Włoszech.
Na tym tle Tesla się wyróżnia. Specyficzny sposób sprzedaży jej samochodów, polegający głównie na zamawianiu ich przez internet i oczekiwaniu na ich dostawę (liczonym w tygodniach, a częściej miesiącach), powoduje, że sprzedaż firmy w trakcie pandemii dalej jest bardzo dobra. Tesle w pierwszym kwartale trafiły do ponad 88 tys. kierowców i firma, mimo pandemii, nadal chce w tym roku dotrzymać obietnicy sprzedaży pół milionach samochodów.
Tesla obniża ceny starszych modeli
Niemniej nie wszystko Elonowi Muskowi się udaje. Tesla też odczuwa kryzys w branży i możliwy dalszy spadek popytu na auta. Dowodem na to jest decyzja o obniżeniu cen starszych modeli.
W ubiegłym tygodniu na amerykańskim rynku Tesla obniżyła o pięć tys. dolarów ceny Modeli S i X, a najtańszego w ofercie Modelu 3 o dwa tys. dol. - w ten sposób jego podstawowa wersja Standard Range Plus kosztuje teraz 37990 dol. Nie zmieniono ceny najnowszego w ofercie Modelu Y.
Te zmiany cen sugerują również to, że szczyt popytu na swoje wcześniejsze modele Tesla ma już za sobą. Mimo to Elon Musk nadal nie chce sięgnąć po standardowe reklamy, do czego coraz głośniej nakłaniają go niektórzy akcjonariusze spółki. Ich zdaniem kampanie reklamowe mogłyby podnieść sprzedaż Tesli, zwiększyć rozpoznawalność marki i w konsekwencji przełożyć się na jej większe zyski.
Musk mówi "nie" i może ma rację. Po pierwsze dlatego, że o Tesli pisze za darmo tysiące dziennikarzy, blogerów i sam jej szef na Twitterze, gdzie ma 35 mln obserwujących. Po drugie - samochody marki udaje się pokazać przy innych spektakularnych działaniach firm Muska. Dziesiątki milionów ludzi na świecie widziało np. w sobotę, jak dwaj amerykańscy astronauci podjechali pod rakietę i statek Crew Dragon nie czym innymi, jak tylko białą Teslą. To rewelacyjna reklama - i do tego za darmo. Po co więc płacić za inną?
Astronauci NASA Douglas Hurley i Robert Behnken podjeżdżają teslą pod rakietę przed startem na ISS. Fot. John Raoux / AP Photo
Tekst pochodzi z blogu PortalTechnologiczny.pl.