Dawid Czopek, ekspert ds. górnictwa, zarządzający w POLAR FIZ: Muszę powiedzieć, że jak usłyszałem o pierwszych planach tego, jak ma wyglądać restrukturyzacja górnictwa, to byłem trochę zdziwiony i nie do końca wierzyłem, że rząd ma aż tak dużą determinację, żeby z tym problemem - bo definitywnie mamy problem - coś zrobić.
To, co wczoraj zobaczyłem, po przyjeździe pana premiera Sasina do Katowic, utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba ktoś wysunął zbyt śmiałe pomysły. Moim zdaniem, rządzący boją się rozwiązania problemu górnictwa, ponieważ górnicy są silną grupą społeczną - w znaczeniu zorganizowania. Żaden rząd nie chce wielkich demonstracji, palenia opon i tak dalej, to zawsze źle wygląda. Czytałem dziś wywiad z byłym ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim, który mówił, że cztery lata temu ten problem udało się rozwiązać. Tak naprawdę niczego wtedy nie udało się rozwiązać. Jedyny plus dla górnictwa, jaki się wtedy pojawił, to powrót koniunktury na świecie, który spowodował, że ceny węgla poszły do góry, a dodatkowo w Polsce można było podwyższyć ceny energii elektrycznej. Nie sądzę, żeby tym razem udało się, podobnie jak kilka lat temu, doprowadzić do sytuacji, kiedy ceny węgla wrócą do poziomu 100 dolarów z 50-60 dzisiaj.
Rząd, minister Sasin, trochę wystraszył się tych głosów, które popłynęły od strony społecznej, więc problem został trochę odłożony w czasie. Ale sam się nie rozwiąże. Nie da się przez następne miesiące dopłacać do kopalń, one są w tym momencie nieefektywne, produkują zbyt drogo i to jest kwestia raczej tygodni niż miesięcy, kiedy tę sprawę trzeba będzie rozwiązać. Myślę, że mocno rozgrywana tutaj będzie kwestia odpraw dla górników.
Upadku Polskiej Grupy Górniczej nie będzie, to jest kwestia polityczna, ale jak już mówiłem, PGG nie ma miesięcy, ma tygodnie na to, żeby rozwiązać sprawę. Z jednej strony rozumiem odłożenie decyzji do września, natomiast z drugiej, to jest już chyba taki termin dosyć ostateczny. Nie jest to łatwy orzech do zgryzienia, zobaczymy, jak rząd sobie z tym poradzi, ale na pewno dłużej nie można zwlekać.
Wydaje mi się, że pomoc publiczna nakierowana na zamknięcie kopalń byłaby możliwa. Tyle że to musi być właśnie taka pełna restrukturyzacja, to nie może być pomaganie po to, by spółka mogła zapłacić ZUS. Myślę, że pieniądze by się na to znalazły.
Może i tak, ale pamiętajmy, że mówimy tutaj o dużym problemie społecznym. Z jednej strony, wychowano nas w przekonaniu, że węgiel jest naszym czarnym złotem, dobrem narodowym. Oprócz tego, że na Śląsku przy wydobywaniu węgla pracuje około 70-80 tys. osób, to firmy, które związane są z kopalniami, zatrudniają nawet dwa-trzy razy więcej pracowników, do tego dochodzą ich rodziny. Ja nie zazdroszczę rządowi rozwiązania tego problemu.
Sentyment sentymentem, ale największy problem polega na tym, że dzisiaj na świecie węgiel kosztuje 50-60 dolarów za tonę, a koszt wydobycia w polskich kopalniach to przynajmniej 100 dolarów za tonę. Jeśli doliczymy koszt transportu, nawet z Australii, to nadal ten zagraniczny węgiel jest u nas konkurencyjny cenowo dla polskiego, który jest po prostu zbyt drogi. Pamiętajmy też, w jakich warunkach ten surowiec wydobywamy. To są stare kopalnie, bardzo głębokie, mają trudne pokłady. W Bogdance, na Lubelszczyźnie, mamy zupełnie inne pokłady węgla i ta kopalnia jest mimo wszystko rentowna.
Poza tym dzisiaj mamy tanie w ogóle wszystkie surowce energetyczne. Bardzo tani jest gaz, a to konkurent węgla. Coraz bardziej rozwijają się technologie związane z odnawialnymi źródłami energii. Węgiel musi więc konkurować na świecie z czymś, co jest dużo tańsze. Dodatkowo nie sprzyja mu polityka. Unia Europejska w wychodzeniu z kryzysu chce bardzo mocno postawić na Zielony Ład. Szczerze powiedziawszy, nie widzę specjalnie miejsca dla węgla w przyszłości i trzeba się z tym pogodzić. Oczywiście, nowe bloki energetyczne popracują pewnie jeszcze przez 20-30 lat, i do nich surowiec będzie potrzebny, ale moim zdaniem ograniczenie produkcji na Śląsku jest pewne.