Jak informuje Onet.pl, prezes NIK Marian Banaś już w czerwcu zapowiedział dyrektorom, że dojdzie do zakupu "platformy analitycznej do kontroli", "pulpitu zarządzania dla kierownictwa" oraz systemu "elektronicznego zarządzania dokumentacją i usługami zewnętrznymi". Projekt ma nosić roboczą nazwę "NIK 2.0. Wzmocnienie kontroli przez nowe technologie".
Inwestycja, włączając zakup i utrzymanie infrastruktury w kolejnych latach, może kosztować nawet ok. 50 mln zł. Biuro prasowe NIK w odpowiedzi na pytania Onetu stwierdziło jednak, że "wskazane kwoty nie korespondują ze stanem faktycznym", a inwestycja ma pomóc w likwidacji "wieloletniego długu technicznego oraz utworzeniu skutecznych i inteligentnych narzędzi wsparcia dla kontroli".
Według Onetu, planowane inwestycje ze względu na duży koszt doprowadziły do sporu Banasia z dyrektorem generalnym NIK Andrzejem Styczniem, który miał być im przeciwny. Styczeń w sierpniu został zdymisjonowany.
Prezes NIK już na początku sierpnia zapowiadał zmiany w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną". - Chcemy rozbudować możliwości analityczne NIK, także w oparciu o nowe instrumenty informatyczne z elementami sztucznej inteligencji. Planujemy, że przyszłoroczna kontrola wykonania budżetu państwa za rok 2020 byłaby już w znacznej mierze oparta na tych narzędziach - wyjaśniał Marian Banaś.
Jak mówił "DGP" jeden ze współpracowników Banasia, "dziś kontrola wygląda tak, że przychodzą kontrolerzy do jakiejś instytucji i proszą o papiery, które potem miesiącami analizują".
- Po zmianach będą mogli po prostu wpiąć się w systemy kontrolowanej instytucji i poinformować ją, że właśnie jest kontrolowana. W ten sposób nie będą musieli polegać tylko na tym, co dostarczą im kontrolowani urzędnicy, a sam proces znacznie przyspieszy - tłumaczył urzędnik NIK.