- To był chaos - tak o pierwszej debacie telewizyjnej przed wyborami prezydenckimi powiedziała Kristina Hooper, szefowa doradców inwestycyjnych w firmie Invesco. I nie była w tym odczuciu odosobniona. Wielu Amerykanów tak samo odebrało "polemikę" Trumpa z Bidenem. Jednak dla analityków rynkowych, inwestorów i ich doradców ten chaos oznacza również ogromne ryzyko.
- Myślę teraz - po debacie - że wzrosło prawdopodobieństwo kontestowania wyniku wyborczego - dodała Kristina Hooper.
Gdyby te obawy się ziściły, dla Wall Street i szerzej wszystkich giełd świata, byłby to dramat - najpierw gwałtowny spadek cen, potem bessa. Do tego niewykluczone, że długotrwała. Spór o wynik wyborczy może trwać nawet tygodnie.
Strach inwestorów przed kontestowaniem wyniku wyborczego w amerykańskich wyborach prezydenckich bazuje na wypowiedziach Donalda Trumpa sugerujących, że nie chce pokojowo i przyjaźnie opuścić Białego Domu w wypadku przegranej.
Urzędujący prezydent nie tylko nie chce mocno zadeklarować akceptacji wyniku wyborczego, ale już prowadzi działania, która ułatwią jego kontestowanie. Powtarza np. fake newsy o tym, że w trakcie odbywającego się już w niektórych stanach głosowania korespondencyjnego dochodzi do dużych nadużyć. - Rozsyłane są miliony kart do głosowania w całym kraju. To zmierza do fałszerstwa, jakiego jeszcze nigdy nie widzieliście - mówił ostatnio Trump.
Czytaj więcej: Donald Trump przewieziony do szpitala. Podano mu eksperymentalny lek na COVID-19
A może wcale nie będzie dramatu
Jednak nie wszyscy inwestorzy i analitycy boją się tąpnięcia na amerykańskiej giełdzie spowodowanego kontestowaniem wyniku wyborczego. Część uważa np., że w cenach akcji to ryzyko jest już zawarte. Tezę potwierdza np. zachowanie rynku zaraz po debacie. Najpierw - jeszcze w nocy, w trakcie handlu pozasesyjnego - ceny akcji lekko spadły. Ale rano, kiedy Wall Street rozpoczęła normalny dzień pracy, pojawiły się wyraźne wzrosty. Inwestorzy nie przejęli się wrzaskami Trumpa na debacie, tylko bardziej nadziejami na uruchomienie kolejnego pakietu stymulacyjnego.
Być może też sam spór o wynik wyborczy - nawet jeżeli się pojawi - nie będzie trwał długo. Między innymi dlatego, że kluczowe stany w pojedynku prezydenckim, jak Arizona i Północna Karolina, zakończą liczenie głosów korespondencyjnych jeszcze przed głosowaniem w lokalach wyborczych.