Biznes Walczy. Rząd zamknął siłownie. Trener: Mogę obudzić się bez miejsca do pracy i bez pracy

- Na ten moment nie wiemy, czy siłownie w ogóle przetrwają. Za trzy miesiące mogę obudzić się z ręką w nocniku bez miejsca do pracy i bez pracy - tłumaczy Grzegorz Wasilewski, trener personalny. Dla przedstawicieli tej branży jedynym rozwiązaniem są treningi indywidualne w domu bądź na zewnątrz. Jak długo trenerzy są w stanie funkcjonować w ten sposób?

Z powodu drugiej fali pandemii koronawirusa rząd zdecydował się wprowadzić szereg obostrzeń. Od soboty 17 października zamknięte są siłownie, kluby fitness oraz baseny. Protesty przedstawicieli tej branży nie przyniosły efektów i nic nie wskazuje na to, że tego typu miejsca zostaną ponownie otwarte.

Jedną z nielicznych alternatyw dla trenerów personalnych pozostały treningi, które odbywają się w domu bądź na otwartej przestrzeni. O tym, jak wygląda praca w nowej rzeczywistości i z czym muszą zmagać się przedstawiciele tej branży, porozmawialiśmy z trenerem personalnym Grzegorzem Wasilewskim

Jakub Mieżejewski. Next.gazeta.pl: Rząd wprowadził obostrzenia dla branży fitness praktycznie z dnia na dzień. Byliście na nie przygotowani?

Grzegorz Wasilewski: Na pewno nie spodziewaliśmy się takich obostrzeń. Tym bardziej że siłownie, kluby fitness oraz baseny nie były ogniskami koronawirusa, a my sami mocno przestrzegaliśmy reżimu sanitarnego. Siłownia, w której pracuję, ma 3600 mkw., więc gdybyśmy założyli, że potrzeba siedmiu metrów kwadratowych na osobę, to w siłowni musiałoby być jednocześnie ponad 500 osób. Nigdy w ciągu sześciu lat działania klubu nie było takiej liczby osób. No i dodatkowo, gdy ktoś źle się czuje, jest osłabiony, to nie przychodzi na basen czy do siłowni, bo nie ma na to sił ani ochoty.

W jaki sposób przetrwał pan wiosenny lockdown?

Wraz z podopiecznymi postawiliśmy na spokój psychiczny i zawiesiliśmy treningi indywidualne na trzy miesiące. Na dłuższą metę nie byłoby niczym fajnym trenowanie potajemnie w obawie przed mandatem. Oczywiście rozmawiałem z podopiecznymi i namawiałem ich do ćwiczeń i trzymania formy bez względu na okoliczności. Ja w tamtym momencie żyłem z oszczędności, więc ostatecznie te trzy miesiące nie były tragedią. W pewnym momencie wiedzieliśmy też, do kiedy ten lockdown potrwa, co pozwalało planować działanie. Ze strony siłowni, w której pracuję, mogłem liczyć na zawieszenie kosztów karnetu trenerskiego, co wiązało się z oszczędnością 1000 zł miesięcznie.  

Zamknięcie siłowni podczas drugiej fali pandemii koronawirusa zmusiło pana do zmiany trybu pracy. Skąd pojawił się pomysł prowadzenia treningów indywidualnych w domach bądź w lesie?

Generalnie już wcześniej proponowałem moim podopiecznym tego typu rozwiązania, bo uważam, że trening na świeżym powietrzu jest dużo lepszym rozwiązaniem niż ćwiczenie w klimatyzowanych siłowniach. Przede wszystkim pozwala to nabierać odporności. W okresie jesienno-zimowym treningi na zewnątrz są też skuteczniejsze przy spalaniu tkanki tłuszczowej, bo poświęcamy więcej czasu na dogrzanie się. Mamy więc z tego same pozytywy, ale wiadomo, że społeczeństwo stało się wygodne, a ten komfort oferują siłownie i kluby fitness.

Ile osób obecnie pan trenuje?

Obecnie trenuję około 2-3 osób mniej niż przed zamknięciem siłowni. Są to podopieczni w różnym wieku, do których jeździłem już wcześniej. Oczywiście wszystko odbywa się przy zachowaniu środków ostrożności. Początkowo wiele osób było zmobilizowanych do trenowania w domu, ale po refleksji na temat tego, że niezbędne jest przygotowanie mieszkania, dopasowanie się godzinowo, spora część osób zrezygnowała z tego rozwiązania, zwłaszcza że pogoda bywa kapryśna.

Jak wygląda pański tryb pracy w porównaniu do tego, jak wyglądał przed wprowadzeniem restrykcji?

Obecnie w ciągu tygodnia przeprowadzam 15 treningów, wcześniej tyle odbywało się w ciągu... dwóch dni. Dla przykładu: poniedziałek był dla mnie zwykle ośmiogodzinnym dniem pracy, a obecnie pracuję tylko przez dwie godziny. Sporo zabierają także dojazdy, bo trenuje osoby mieszkające w różnych częściach Warszawy, więc często na godzinę treningu przypada godzina na dojazd. 

Jak wyglądają tego typu treningi? Co jest potrzebne, aby wykonać efektywny trening?

Choć wyobraźnia trenera jest nieograniczona, to możliwości są ograniczone. Do klientów nie wożę ze sobą całej siłowni. Generalnie korzystamy z odważników, gum oporowych oraz taśmy treningowych TRX. W przypadku treningów na zewnątrz w grę wchodzą drążki. Generalnie w obecnych treningach chodzi o utrzymanie tego, co zbudowaliśmy wcześniej, o rozciąganie oraz budowanie sprawności. Można to przyrównać do rozruchów, które odbywały się na koloniach.

Zobacz wideo Studio Biznes odc.51

Czy tego typu treningi mogą w stu procentach zastąpić siłownię? Co jest ich największym minusem?

Nie zrobimy treningu siłowego, co jest ograniczeniem dla osób bardziej zaawansowanych, trenujących kulturystykę czy podnoszenie ciężarów. Osoba płacąca za trening indywidualny też oczekuje minimum komfortu, więc w momencie, gdy siąpi deszcz, po dwóch minutach robi nam się zimno, to trening przestaje być przyjemnością, odprężeniem i traci to sens. Spore ograniczenia dotyczą też treningów zdrowotnych, wykonywanych przez osoby po wypadkach potrzebujących nadbudowy mięśni. Taki trening może się odbyć w miejscu, które jest do tego przystosowane, a nie na drewnianej podłodze w salonie.

W jaki sposób radzą sobie inne osoby w branży fitness?

Większość rozsądnych osób daje sobie w tym momencie na wstrzymanie, stara się przetrwać. Niektórzy zdecydowali się na trening online, ale nie wszyscy są zadowoleni z tego rozwiązania, bo brakuje kontaktu bezpośredniego i motywacji. Niektórzy próbują w ukryciu spotkać się w osiedlowych siłowniach bądź miejscach mało uczęszczanych, które są po znajomości udostępniane do odbycia treningów. Nie jest to dobre rozwiązania na dłuższą metę. Większość trenerów jest przeciwko siłowniom, które obchodzą prawo poprzez przekształcenie w sklepy czy kościoły. Z systemem nikt nie wygrał i przysporzy nam to więcej problemów. Jeśli kontrolujący zobaczą, że będzie to łamane nagminne, mogą zostać wprowadzone jeszcze większe obostrzenia. Możemy być także postawieni w złym świetle jako ludzie, dla których trening jest ważniejszy od zdrowia.

Co jest pana największą obawą na najbliższe miesiące?

Przede wszystkim nie wiadomo, kiedy to się skończy. Gdybyśmy jako branża cokolwiek wiedzieli, moglibyśmy powziąć pewne działania. Ja sam myślałem o otwarciu salonu rehabilitacyjnego, bo tego typu miejsca mogą funkcjonować, podobnie jak wiele innych branż, w których pojawiały się ogniska koronawirusa. Rząd nie podał terminów dotyczących zawieszenia działalności siłowni. Na ten moment nie wiemy, czy siłownie w ogóle przetrwają. Za trzy miesiące mogę obudzić się z ręką w nocniku bez miejsca do pracy i bez pracy. Nie mogę niczego planować, bo wiąże się to z kosztami, a ja mam niepewne jutro.

Więcej o: