Kaczyński przypomniał sobie o epidemii: "Protesty będą kosztowały życie ludzi". Makabryczna narracja

Mikołaj Fidziński
Prezes Kaczyński dyskusję o epidemii w Polsce wprowadził swoim wtorkowym oświadczeniem na zupełnie inny poziom - szukania winnych dalszego pogarszania się sytuacji epidemicznej w Polsce. A że to dla rządu wyjątkowo grząski grunt, niewykluczone, że prezes PiS stara się już kreować nową narrację.
Mamy stan, w którym te demonstracje będą z całą pewnością kosztowały życie wielu ludzi. Ci, którzy do nich wzywają i w nich uczestniczą, sprowadzają niebezpieczeństwo powszechne

- orzekł we wtorkowym przemówieniu prezes PiS i wicepremier Jarosław Kaczyński.

Z pewnością zakażenie podczas tłumnej demonstracji jest bardziej prawdopodobne niż gdybyśmy wszyscy zamknęli się w domach na cztery spusty. Chociaż fakt, że protesty odbywają się na świeżym powietrzu, a ich uczestnicy są zwykle w maseczkach, znacząco obniża ryzyko transmisji wirusa.

Problem tylko w tym, że PiS korzysta z argumentu epidemii tylko wówczas, gdy pasuje mu to do narracji politycznej. Kaczyński swoimi słowami, de facto wprowadził dyskusje o epidemii na zupełnie inny poziom - oskarżania, kto i kiedy przyczynia się do śmierci innych osób. 

A to dla PiS i rządu bardzo grząski grunt.

Epidemia przeszkodą dopiero teraz?

Podobne argumenty czy wątpliwości do tych, którymi teraz posługuje się Kaczyński, można by podnosić także choćby wobec zmarnowanych kilku miesięcy na przygotowaniach do bezpiecznej nauki stacjonarnej lub hybrydowej w szkołach. Zamiast tego puszczono je na żywioł - mimo ostrzeżeń matematyków modelujących scenariusze przebiegu epidemii - a minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski dzielił się z nami złotymi myślami typu "budynki nie zarażają" albo "rodzic nie jest epidemiologiem". Po blisko dwóch miesiącach tej improwizacji minister zdrowia orzekł, że jednak "szkoły są rozsadnikiem epidemii". Od początku września odnotowano w Polsce ponad 210 tys. zakażeń. Do 31 sierpnia - ok. 67 tys. Także liczba osób zmarłych uległa od połowy września podwojeniu - z ok. 2,3 tys. do ok. 4,6 tys. obecnie.

Kaczyński nie potrafił nawet przywdziać maseczki, wręczając trzy tygodnie temu nagrodę Bronisławowi Wildsteinowi na kongresie Polska Wielki Projekt. Nie potrafił, zakrywając usta i nos, ustać całej uroczystości zaprzysiężenia rządu. Takie gesty od - bądź co bądź - autorytetu dla części Polaków, pokazałyby, że epidemia jest poważnym zagrożeniem, dałyby przykład. Prezes PiS nie uznał tego za stosowne.

O "koronawirusie w odwrocie, którego nie trzeba się już bać, ale tłumnie iść na wybory" premiera Morawieckiego nawet nie ma co wspominać. Albo o prezydencie Dudzie, który w czerwcu przekonywał, że "najgorszy moment epidemii koronawirusa" jest za nami. Podobnie jak m.in. o sygnalizowanych przez medyków brakach leków, testów, odczynników, sprzętu, rąk do pracy, a także o dziurawych obostrzeniach.

Czytaj więcej: W wojnie z koronawirusem państwo polskie poległo już w przedbiegach [7 COVIDOWYCH GRZECHÓW GŁÓWNYCH]

Zrzucanie winy?

Nie da się też wykluczyć, że Kaczyński w makabryczny sposób szykuje już sobie narrację pod jeszcze dramatyczniejszy przebieg epidemii w Polsce. A taki niestety będzie, bo liczba nowych zakażeń cały czas szybko rośnie. To w perspektywie tygodni przełoży się nie tylko na dalszy wzrost liczby osób potrzebujących hospitalizacji i wsparcia respiratora, ale także na coraz szybsze tempo tego przyrostu. Miejsc w szpitalach cały czas brakuje, kadra medyczna pracuje ponad siły, rezerwy łóżek i respiratorów są uzupełniane głównie kosztem pacjentów z innymi schorzeniami, szpitale tymczasowe dopiero są tworzone. 

Lekarzami, którzy rzekomo się lenią, zamiast walczyć z pandemią, nie udało się przykryć zaniedbań rządu i jego spóźnionych działań. Teraz Kaczyński widocznie liczy, że uda się to zrobić, wyciągając Polaków z domów na protesty uliczne. Rząd wielokrotnie przez ostatnich pięć lat pokazał, że w razie potrzeby potrafi w kilka godzin napisać projekt ustawy czy znaleźć inne rozwiązanie kryzysowej sytuacji. Byłby w stanie niemal natychmiast "ugładzić" gniew kobiet - nawet, jeśli w praktyce oznaczałoby to wyłącznie odroczenie kluczowych decyzji do bezpieczniejszych czasów. Tym razem z tej zdolności z premedytacją jednak nie korzysta.

***

Trwa strajk kobiet - tu możesz śledzić wydarzenia. Gazeta.pl daje swoje wsparcie.

Zobacz wideo Kaczyński atakuje protestujących. Ścigaj: To dolewanie oliwy do ognia
Więcej o: