Wyborcza arytmetyka wskazuje, że w tym roku decyzje wyborcze mieszkańców obszaru tak zwanego pasa rdzy okażą się kluczowe dla ostatecznego wyniku. Chodzi przede wszystkim o trzy stany: Michigan, Wisconsin i Pensylwanię. Ale pas rdzy zajmuje nieco większy obszar. Skąd wzięło się to określenie?
Pas rdzy to region na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych. Obejmuje (w całości lub części) stany Nowy Jork, Pensylwania, Ohio, Illinois, Idaho, Michigan, Wisconsin i Minnesota. Tam na przełomie XIX i XX mocno rozwinął się przemysł, w tym ciężki. Pomógł w tym między innymi rozwój sieci kolejowej, bliskość Wielkich Jezior (także umożliwiających transport) oraz dostępność surowców (ruda żelaza w północnej Minnesocie, Wisconsin i części Michigan oraz węgiel w Appalachach). Do tego dochodziła dostępność taniej siły roboczej, zasilanej imigracją m.in. z naszej części Europy.
Wtedy określano ten region mianem pasa stalowego - odnosząc się do towarów i produktów, jakie zapewniał krajowi (a na przykład centralne, rolnicze stany nazywano spichlerzem Ameryki) - to określenie funkcjonowało mniej więcej do lat 70. XX wieku. Potem, z powodu zmian nie tylko w samych Stanach, ale i na świecie, gdzie pojawiła się silna konkurencja z Azji, niektóre towary z importu stawały się dla Amerykanów często tańsze niż lokalne i w drugą stronę - eksport przestawał się opłacać. Pojawiła się automatyzacja, siła robocza przestała być tak potrzebna i tak tania. Przemysł w pasie stalowym się załamał. Zakłady przemysłowe zamykano, ludzie tracili pracę, pas zardzewiał.
Upadłe przemysłowe serce Ameryki stało się znane z powodu spadku populacji i rosnącej biedy. Był to też region tradycyjnie głosujący raczej na demokratów, jako że robotnikom - lub byłym robotnikom - bliższe były hasła społeczne i gospodarcze głoszone przez to ugrupowanie. Z tego powodu nazywany był też częścią tzw. niebieskiej ściany (niebieski to kolor demokratów) - to 18 stanów na północy, północnym wschodzie i zachodzie, które od 1992 do 2012 roku głosowały na kandydatów demokratów.
Tę ścianę w 2016 roku rozbił Donald Trump, wygrywając w trzech stanach pasa rdzy - Michigan, Wisconsin i Pensylwanii. Trump intensywnie podróżował w czasie poprzedniej kampanii po miastach pasa rdzy, obiecując mieszkańcom odrodzenie przemysłu oraz, jak zapewniał, powrót miejsc pracy z Chin (jak pamiętamy, Chiny to było jedno z głównych haseł wyborczych Trumpa w 2016 roku).
Czy obietnice prezydenta się zrealizowały? Dziennikarze Agencji Reutera tuż przed wyborami przeprowadzili analizę (w oparciu o dane m.in. z amerykańskiego urzędu statystycznego), z której wynika, że niekoniecznie. Jeśli chodzi o rynek pracy, zatrudnienie w czasie kadencji Donalda Trumpa (od pierwszego kwartału 2017 do końca pierwszego kwartału 2020) rosło w całym kraju, ze średnią na poziomie 4,5 proc. Tyle że w pasie rdzy już wcale nie tak mocno. Zatrudnienie w Michigan, Wisconsin i Ohio wzrosło o 2 proc. lub mniej, a w niektórych z ich hrabstw nawet spadło, podczas gdy w Teksasie i Kalifornii było to w tym okresie ponad +6 proc., a w Idaho +10 proc.
Część miejsc pracy na przykład w Michigan mogła zniknąć także z powodu wojen handlowych Trumpa i jego decyzji o nałożeniu ceł na stal i aluminium, co w założeniu miało uderzyć w Chiny i wymusić przeniesienie przez firmy produkcji do Stanów Zjednoczonych.
- Główne obszary bitewne (ang. battleground areas, battleground states, inaczej swing states - stany wahające się) nie radziły sobie dobrze za prezydenta Trumpa, nawet przed pandemią - mówi, cytowany przez Reutersa, główny ekonomista Moody's Analutics, Mark Zandi. Jego zdaniem, niektóre hrabstwa położone na terenie tych tzw. swing states, które wsparły obecnego prezydenta w 2016 roku, były też jednocześnie bardzo wrażliwe na decyzje Trumpa związane z międzynarodowym handlem, z powodu swoich powiązań globalnych.
Także dane dotyczące miejsc pracy w przemyśle wskazują, że obietnica Trumpa się nie spełniła. Powstają one raczej na południu kraju, zapewne w powiązaniu z dostępem do taniej siły roboczej (imigranci). Na przykład w Teksasie w omawianym okresie przybyło więcej miejsc pracy w przemyśle niż w Ohio, Michigan, Wisconsin i Pensylwanii łącznie. Trump zderzył się tutaj z tendencją, która jest od niego niezależna i widoczna w USA od wielu lat: środek ciężkości amerykańskiej gospodarki przesuwa się z północno-wschodnich i środkowych stanów do regionu tzw. pasa słońca (od Kalifornii na zachodzie, przez Arizonę i Teksas do Florydy).
Joe Biden za jeden z głównych celów kampanii postawił sobie, odbicie pasa rdzy z rąk republikanów. W żadnym z innych swing states nie odbył więcej przedwyborczych spotkań niż w Pensylwanii, w stanie, w którym zresztą się urodził. Pełnych wyników z Pensylwanii jeszcze nie ma (i może długo nie być, bo z powodu oporu republikanów stan ten zaczął liczyć oddane wcześniej korespondencyjnie głosy dopiero po zamknięciu lokali wyborczych), jak na razie minimalne prowadzenie ma tam Trump - a do zdobycia jest aż 20 głosów elektorskich. Biden prawdopodobnie przejął Wisconsin (ale niewielką liczbą głosów) i Michigan - ale nic nie jest jeszcze przesądzone.
AKTUALIZACJA: W piątek po południu zliczone głosy w stanie Pensylwania wskazują na to, że prowadzenie w tym stanie objął Joe Biden. Wygrana w tym stanie dałaby mu prezydenturę.