W sobotę premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że branża hotelarska pozostanie niedostępna dla turystów do 17 stycznia. Wyjazdy świąteczne, noworoczne, a także ferie mają zostać absolutnie ograniczone. Adam Niedzielski, minister zdrowia, podkreślił, że działania rządu są celowe. - Taki jest plan - stwierdził. Wyjaśnił, że rząd chce uniknąć sytuacji, w której Polacy jednak czują się "skuszeni" możliwością wyjazdu.
Przynajmniej jeden rodzaj aktywności zimowej będzie jednak dopuszczalny. Jarosław Gowin, minister rozwoju, ogłosił bowiem, że konkretne obiekty będą mogły działać.
"Protokół sanitarny dotyczący korzystania ze stacji narciarskich dopracowany, stoki będą zimą otwarte. Dziękuję partnerom: branży narciarskiej i Głównemu Inspektoratowi Sanitarnemu za świetną współpracę" - napisał na Twitterze.
O rozmowach z branżą narciarską i przedstawicielami GIS minister rozwoju informował w poniedziałek. Przedstawiciele ośrodków, z którymi rozmawiała redakcja next.gazeta.pl przyznawali, że decyzja o zamknięciu stoków jest niezrozumiała. Wskazywali na to, że są państwa, w których wyciągi narciarskie funkcjonują w reżimie sanitarnym. Zwracali uwagę na fakt, że korzystanie z wyciągów wymusza dystans społeczny i noszenie stroju utrudniającego infekcję - kominikare, kasków i gogli.
Oznacza to, że Polacy będą mogli korzystać z wyciągów narciarskich. Do czasu ukazania się odpowiedniego rozporządzenia nie wiadomo jednak, jaki zakres usług świadczony przez ośrodki narciarskie będzie mógł być świadczony. Na ich terenie znajdują się też punkty gastronomiczne, wypożyczalnie sprzętu, szkółki. Stacje narciarskie są też częścią infrastruktury należącej do hoteli, a te gości mogą przyjmować jedynie pod warunkiem odbywania podróży służbowej.
Jeszcze w niedzielę los wyciągów narciarskich wydawał się przesądzony. - Skoro branża turystyczna i hotelarska jest zamknięta, to wydaje się rzeczą samo przez się oczywistą, że będzie to dotyczyć również wyciągów narciarskich - stwierdził Jarosław Gowin na antenie Polsatu.