Z rządowych zapowiedzi wynika, że przynajmniej do 27 grudnia trwa tzw. etap odpowiedzialności i obecnie obowiązujące restrykcje na terenie całego kraju mają pozostać w mocy. Na znoszenie obostrzeń przyjdzie czas najwcześniej 28 grudnia, a skala ewentualnego luzowania będzie zależała od liczby stwierdzanych wówczas przypadków.
Na razie, z oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że liczba wykrywanych zakażeń spada bardzo szybko, wręcz zadziwiająco. W poniedziałek poinformowano o "tylko" ok. 5,7 tys. nowych przypadkach - to najmniej od 13 października. To raczej standardowy efekt weekendu i w drugiej połowie tygodnia będziemy widzieli sporo wyższe liczby, ale biorąc pod uwagę ostatnią dynamikę rozwoju epidemii, nie powinno być szczególnym zaskoczeniem, jeśli regularnie będziemy widzieli już wyniki poniżej 10 tys. zakażeń na dzień.
Tym samym błyskawicznie zjeżdża średnia liczba nowych przypadków z ostatnich siedmiu dni. Obecnie wynosi ok. 13,1 tys. na dzień, tj. ok. 34,1 na 100 tys. mieszkańców. Raptem 25 listopada polska średnia spadła do poziomu czerwonej strefy, w której teoretycznie można luzować część obostrzeń (poniżej 19 tys.), a po niespełna tygodniu jesteśmy już za półmetkiem drogi w kierunku strefy żółtej (średnia 9,4 tys. na dzień - wówczas cała Polska byłaby żółtą strefą, choć w powiatach w najgorszej sytuacji epidemicznej obowiązywały restrykcje jak na czerwonej strefy).
Tak jak napisaliśmy jednak - na razie te liczby z punktu widzenia stref nie mają i tak żadnego znaczenia, bo do 27 grudnia nic w kwestii obostrzeń ma się nie zmienić. Jest wielce prawdopodobne, że poziom zakażeń będzie odpowiadał założeniom dla żółtej strefy, a być może i zielonej (poniżej 3,8 tys. zakażeń w całej Polsce; żółte i czerwone strefy występowałyby tylko lokalnie). Szczególnie biorąc pod uwagę, że w okresie świąteczno-noworocznym, jak w weekendy, nowych zakażeń może być wykrywanych bardzo mało.
Z drugiej strony, trudno mieć nadzieję na aż tak szybkie luzowanie w mobilności społecznej, tym bardziej, że kilka czy kilkanaście dni po Bożym Narodzeniu i Sylwestrze - wydarzeniach obfitujących w spotkania towarzyskie - może nas czekać skok zakażeń.
W każdym razie z oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że sytuacja epidemiczna w Polsce poprawia się z dnia na dzień. Z wyliczeń Piotra Tarnowskiego wynika, że w ostatnich siedmiu dniach w 14 na 16 województw w kraju liczba zakażeń była jak dla czerwonej strefy, tj. pomiędzy 25 a 50 dziennie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Tylko w jednym - warmińsko-mazurskim - wskaźnik jest powyżej 50. Także jedno - małopolskie - jest już w granicach dla żółtej strefy. Blisko, ale wciąż powyżej granicznego poziomu 25 zakażeń dziennie na 100 tys. osób, są województwa podkarpackie, świętokrzyskie i mazowieckie.
Z analiz Tarnowskiego wynika, że tylko cztery powiaty w całym kraju mają obecnie sytuację epidemiczną, która w skali całego kraju oznaczałaby narodową kwarantannę, czyli ponad 70 zakażeń dziennie na 100 tys. mieszkańców. Nie dziwi, że trzy z nich znajdują się w województwie warmińsko-mazurskim - to powiaty: lidzbarski, Elbląg i bartoszycki (ok. 71-77 przypadków dziennie na 100 tys. osób). W ostatnich dniach polską "stolicą" koronawirusa jest jednak powiat głubczycki w województwie opolskim - tu notuje się ok. 88 zakażeń dziennie na 100 tys. osób.
Dodatkowo w 39 powiatach poziom zakażeń jest na poziomie 50-70 zakażeń na 100 tys. mieszkańców, czyli powyżej granicy dla czerwonej strefy (na poniższej mapie kolor ciemno- i jasnofioletowy).
Większość powiatów w kraju ma obecnie poziom zakażeń jak dla czerwonej strefy (25-50 dziennie na 100 tys. osób) - na mapie to czerwony i różowy kolor. Mamy jednak także ponad 100 powiatów, gdzie zakażeń jest między 10 a 25 na 100 tys. osób (czyli jak dla strefy żółtej). Co więcej, trzy powiaty łapałyby się wręcz do zielonej strefy. To powiaty kazimierzowski (woj. świętokrzyskie), ropczycko-sędziszowski (podkarpackie) oraz nowotarski (małopolskie). To w tym ostatnim regionie sytuacja jest najlepsza, co jest o tyle godne uwagi, że jedne z lepszych statystyk w kraju mają także m.in. pobliskie powiaty tatrzański czy nowotarski - a jeszcze miesiąc temu ten region był jednym z najmocniej dotkniętych pandemią w kraju.
W ogóle w ostatnich dniach zarysował się dość wyraźny podział na Polskę południowo-wschodnią i centralną, gdzie sytuacja epidemiczna jest wyraźnie lepsza, i Polskę zachodnią czy północno-zachodnią, gdzie epidemia "zwija się" dużo wolniej.
To o tyle godne uwagi, że w ciągu niespełna miesiąca sytuacja się bardzo mocno odwróciła. Jeszcze trzy-cztery tygodnie temu to na południu kraju (np. w województwie śląskim, małopolskim, podkarpackim czy dolnośląskim) mieliśmy najwięcej zakażeń, a m.in. województwo warmińsko-mazurskie było najmniej dotknięte epidemią.